Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/208

Ta strona została przepisana.

— No, no — uśmiechnął się chytrze — pani go pewnie lepiej zna, niż my i lepiej się rozumiecie! Ale ja tem bynajmniej nie chcę pani obrażać — ja tylko proszę o pomoc.
— W tem wam pomóc nie mogę.
— A więc wypada mi, moja pani, zginąć z głodu!
Spuścił głowę, ręce opadły mu bezwładnie, a w oczach zaskrzyły łzy. Zaczęły mu się wolno staczać po twarzy, a on dużemi, siwemi oczami spojrzał na mnie, jak mi się wydawało, niewinnie, mówiąc:
— Wierzyłem, że te pieniądze otrzymamy do miesiąca, zrobiłem na to konto dług i poprawiłem dom, bo mi ciekło do izby. Pożyczyłem też pieniądze, by zapłacić stary dług wierzycielowi, który mi już sądem groził. A właśnie pożyczyłem od dwóch sąsiadów, co też chodzą na skrzyżowanie dróg. Ale co gorsza, niema z czego żyć w domu. Nic nie pracuję, bo i jakże człowiek może pracować, gdy wciąż a wciąż przemyśliwa nad tem, kiedy nareszcie dostanie te pieniądze. A w domu bieda zaczyna już mocno dokuczać.
Wzięłam pozostawioną przez innych kwotę pieniędzy i dałam krawcowi. Wzięłam także pozostawioną przez nich żywność, związałam w pokaźny węzełek i oddałam krawcowi ze słowami:
— Gdy to zjecie, a jeszcze nie będziecie mieć pracy, to przyjdźcie, a będę wam dawała, ile będę mogła, póki nie zaczniecie pracować.
Krawiec odszedł. Popatrzyłam za nim i ujrzałam wiele nieładnych duchów, goniących za nim i naokoło niego i wciąż mu coś szepcących do ucha. Zraził mnie ten obraz i już nie starałam się usłyszeć, co one mu szepcą, wiedząc, że pewnie nic dobrego. Spojrzawszy na stół, zobaczyłam książkę. Wzdrygnęłam się, myśląc: „Szkoda, że jej nie zabrał.“ Gdy ją wzięłam do ręki, ten sam skurcz i niemiłe uczucie, co i poprzednio. Szybko wrzuciłam ją do szuflady z myślą, że oddam ją krawcowi, gdy przyjdzie, lub spalę. Nie pytałam też dobrych duchów, czy dobrze zrobiłam, zapraszając go, by przyszedł ponownie; myślałam, że zapewne się już tak złożyło, iż przyszedł na ostatku i że widocznie trzeba mu było dać pozostawioną kwrotę i żywność.
Za cztery dni krawiec przyszedł znów. I tym razem nie było nikogo i właśnie zasiadłam do stołu, by spożyć skromny posiłek. W tej chwili wstałam, zapraszając krawca do jedzenia. Lecz ten skrzywił się i spojrzał przez ramię na jedzenie. Było mi w jego obecności bardzo źle, jeszcze gorzej, niż poprzedniego razu, gdy się u mnie zjawił. Szybko wzięłam znów pieniądze, pozostawione przez poprzednich gości, a była to kwota tym razem mniejsza, niż wtedy.
Lecz on cofnął się o krok, gdym wyciągnęła doń rękę z pieniądzmi i zasyczał przez zęby:
— I pani myśli, że ja się zadowolę tą jałmużną? Pewnie już pani przyniesiono 100 tysięcy w zlocie! I pani myśli, że ja tyli świat będę chodził co jakiś czas po taką jałmużnę? Czy pani sądzi, że ja i ci inni zgodzą się na to?
Zdjęło mnie oburzenie na tego człowieka. Szybko otworzyłam szufladę, wyjęłam książeczkę i dałam mu ją, mówiąc: