Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/210

Ta strona została przepisana.

Odeszli. Zasunęłam drzwi, a oparłszy głowę na nich przymknęłam powieki. To duch opiekuńczy zawładnął moją ręką i myślą dał rozkaz: „Oddalcie się!“
Przez chwilę trwała pozorna cisza za drzwiami. Ujrzałam wiele ciemnych duchów, jak zmuszały przybyłych po pieniądze, żeby się zemścili. Niedaleko domu leżały w dole dawno tam porzucane kamienie, pozostałe z budowy domku, w którym mieszkałam. Przybyli, popychani i wzmacniani hypnotyczną siłą, podnosili ciężkie kamienie i kierowali się z niemi do drzwi. Przy drzwiach stały niskie duchy, nawołujące, by uderzyli w nie kamieniami, rozbili i przemocą wtargnęli do mieszkania. Lecz znów na rogu domu zjawiła się ręka Opiekuna, a jego myśl: „Połóż kamień i idź spokojnie do domu“ spowodowała, że nie doszli do drzwi — ale też spokojnie kamieni nie położyli, uderzając niemi o róg domu.
Odchodzącym zastąpiły drogę niskie duchy:
— Nie odchodźcie, czyż wam nie żal stu tysięcy w łocie? Ona ukryła je przed wami.
Zawrócili, biorąc po raz drugi kamienie do ręki. Ale dalej, jak za róg domu, nie mogli uczynić kroku.
Następnego dnia jeden z przybyłych do mnie urzędników, a był już przedtem u mnie parę razy, zapytał:
— Co pani chce robić z temi kamieniami, które leżą na rogu domu, a niektóre i na drodze?
Opowiedziałam mu nocne zajście. Nie mógł uspokoić swego wzburzenia i zawołał:
— I pani to myśli darować? To przecie straszny napad nocny! Niech mi pani pozwoli zająć się tą sprawą, aby wszyscy zostali przykładnie ukarani.
Lecz mnie ogarnął niepokój. Pomyślałam błyskawicznie:
— To duchy niskie zagrały taką niecną grę, robiąc nieprzyjaciół z ludzi całkiem mi tu nieznanych. A Chrystus przecież powiedział: „Miłuj i nieprzyjaciół swoich.“ Czyż to będzie słuszne, by oni stanęli przed sądem i by zostali ukarani, sami nie wiedząc o tem w całej rozciągłości, w jaką sieć wpadli?
Więc prosiłam go, by na razie nic nie czynił, póki ja mu nie powiem.
— A wiem już, wiem — rzekł urzędnik — pewnie pani im daruje. Bo i jakże inaczej, musiałbym pani nie znać! Ładnie to z pani strony, ale czyż wolno pani tak szafować życiem, które jest tak bardzo potrzebne dla innych? O, gdyby nie pani, kto wie, czy chodziłbym dziś jeszcze po świecie? Przecież rana na nodze tak długo była bezskutecznie leczona, a gangrena wywołana w niej ostatnio przez ukąszenie psa czyżby mi dała długo żyć na ziemi? Już chwytały mnie dreszcze i kłuło koło serca, bolała głowa i brzuch; wiem dobrze, co to znaczyło! Było to już zatrucie krwi! A pani mnie wyratowała, należy się pani moja wdzięczność póki mego życia. A czy mało jest takich, co pani im w różnych wypadkach już pomogła? Nie, choćby pani ich do sądu nie podała, to ja się nimi sam zajmę! I tak pani