Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/255

Ta strona została przepisana.

Chciałam odpowiedzieć na jej pytanie; spojrzałam w głąb swej własnej duszy, w zawrotną otchłań zagadki prabytu człowieka. Skąd jestem?... I nagłe zamroczyło mi się w głowie pod wpływem jakichś oślepiających prawd, których znieść nie może świadomość ludzka. Skąd jestem? skąd jestem? — pytałam sama siebie zmieszana. Ogarnęło mię dziwnie wyraźne poczucie, że nie należę do tego świata — a do tamtego także jeszcze nie. Otrząsłam się jednak z tego kołowrotu myśli, mówiąc sobie krótko: od Boga wyszłam, jak wszyscy inni lecz życiem ziemskiem, życiem w ciele zatracałam prawdziwe podobieństwo do Ojca.
— Tereniu — mówię po chwili — chodź do mnie, porozmawiamy.
— Nie, nie mogę, boję się...
— Dlaczego?
— Mówisz o Bogu — a czy ty wierzysz w Tego? (Wskazuje ręką na krzyż, zwisający jej na piersiach, na tle szarego habitu klasztornego, w który jest przyodziana). Ty nie uznajesz tego, co jest mi świętem nie uznajesz zasad Kościoła katolickiego.
W odpowiedzi wskazałam na wydaną ostatnio książkę: „Życie na ziemi i w zaświecie“.
— Spójrz, Tereniu, czy głoszę zasady, niezgodne z wiarą w Boga?
Terenia, rzuciwszy okiem na fale myślowe owej książki, wydała się nieco uspokojną. Mówi jednak:
— Przez miłość Chrystusa — nie przystępuj do mnie, póki cię lepiej nie poznam!
Pod wpływem owych słów wyrósł jasny, złocisty próg między nami. Gdybym była duchem dla niej niebezpiecznym, kuszącym ją do złego, jak się tego widocznie obawiała, powstałaby z naszych wspólnych fluidów ściana, któraby nas oddzieliła od siebie. Widocznie jednak nie było powodu do takiego odgraniczania, kiedy skończyło się na niewysokim progu, z ponad którego mogłyśmy w dalszym ciągu spoglądać na siebie i rozmawiać.
— Tereniu — mówię — czy robisz te wszystkie cuda, które ci przypisują?
— Nie wiem, o co pytasz. Jeśli robię co złego, będzie mię za to sądził Bóg.
— Nie rozumiesz mnie; nie miałam zamiaru czynić ci jakichś zarzutów.
— To ty mnie nie rozumiesz. Te cuda sprawia laska Boża.
Ale ona się ucieleśnia przez duchy ludzkie, by się stać widzialną między ludźmi..
— No tak, a zapewne przez te, które Go miłują.
— Co powiesz na to, Tereniu — mówię po chwili. Wszak i ty i ja jesteśmy dziećmi Boga. Gdy staniemy kiedyś przed Jego obliczem, a On otworzy miłośnie ramiona i powie: „Chodźcie do mnie, dzieci!“ — czy i wtedy zawołasz: „Przez miłość Chrystusa, nie przystępuj do mnie!“
— Jesteś miła, rozbrajająca — rzecze Terenia ale równocześnie straszna swem rozumowaniem!
Po tych słowach znów odsuwa się ode mnie. Skłania głowę na dłonie, złożone na piersiach; skupia się w sobie, zamyka, jak kwiat o zachodniej porze. Jak zrozumiałam później, wzywała w tej chwili swego Anioła-Stróża, obawiając się, czy jej nie kuszę do złego. Zostawiłam ją na chwilę w spokoju; po pewnym czasie znów podjęłam rozmowę.
— Tu na ziemi wiele się pisze obecnie o Teresie Neumann; czy jesteś z tego niezadowolona?