Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/256

Ta strona została przepisana.

— Wiem, wiem, że z nią coś zaszło. Fale myślowe ludzi, piszących i mówiących o niej, odrzuciły mię nawet chwilowo od niej, stawiając niejako zaporę między nami.
— Czy też piszą ci ludzie rzeczy, zgodne z prawdą? — pytam.
— Nie wiem — a może ty to wiesz?
— Czy znasz dobrze dotyczące tej sprawy myśli, przeniesione na papier?
— Tak — odzywa się jakiś głos za Terenią.
Patrzę w tę stronę i widzę jej Ducha Opiekuńczego, który nadszedł widocznie przywołany jej modlitwą.
— Tak — mówi — i ty je masz ludziom wytłumaczyć, a Terenia musi się z tem pogodzić.
Przy tych słowach obejmuje ją serdecznie, jak matka dziecię i przyciska do piersi.
— Nie czas teraz, kochane — mówi dalej — na bliższe poznanie się. Ani ona, ani ty nie spełniłyście jeszcze swej roli.
Terenia odeszła — a mnie zrobiło się jakoś dziwnie. Kim ona jest? To Marja Magdalena — wiem o tem — lecz skąd ja ją znam? Boć przecie... przecie ja ją znam? Jakieś niejasne wspomnienia zaczęły się błąkać w mej duszy. Kimże ja jestem?! Jak dziwnie rwą mi się myśli... Otrząsam się z tego wrażenia; widzę, że Opiekun Tereni jeszcze został. Zwracam się do niego z zapytaniem:
— Więc ja to mam tłumaczyć? Lecz dlaczegóż właśnie mnie przypada taka rola? Czy ty mnie dobrze znasz? Wszak żyję takiem codziennem, szarem życiem; wiem, że nieraz nie umiem się oprzeć falom otaczającego mię zła i brudzę sobie szatę ducha. Czy jestem godna zabierać głos w takich ważnych sprawach?
— Wiem, jaką jesteś; zło, które się do ciebie przylepia, to tylko skorupa zewnętrzna — ale głębię ducha zachowałaś czystą i wierną Bogu. Łatwo pozostać świętym za murami klasztoru; lecz nie uciekać od świata, żyć wśród jego zła — — to znacznie cięższe zadanie. Tyś wśród tego wszystkiego zachowała świadomość swego jestestwa.
Po tych słowach odszedł prędko, jakby pragnąc przeciąć dalszą rozmowę na ten temat.

∗             ∗

— Dnia 1 października znów zbliżyła się do mnie św. Terenia. Zwróciłam się do niej z zapytaniem:
— Tereniu, czy przykro ci, że patrzę na Terenię Neumann i wglądam w tajemnice jej cierpień?
— Tak, bo to nie tylko ona cierpi, lecz i ja także. Ona cierpi w ekstazie, a ja zawsze, gdy na nią popatrzę, a zwłaszcza gdy patrzę na tych różnych ludzi, żądnych senzacji. Nikogo pomiędzy nimi, ktoby znał istotny stan rzeczy. A twego dziwnego sprawozdania też się boję — boć ono przecież nie przyniesie korzyści wierze katolickiej. Ja zaś jestem wierną córką Kościoła Katolickiego, a Terenia Neumann także. Poco ludziom tych wiadomości, które podajesz o Tereni N.? Mój Boże — ja się ciebie tak boję — ty tajemnicza istoto!... — a jednak mnie coś ku tobie dziwnie przykuwa... Modlę się, by Bóg na zawsze odsunął mi ciebie z oczu.