Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/258

Ta strona została przepisana.

je tem zpowrotem ku mnie, toteż teraz ujrzałam je przed sobą niejako zawieszone w astralu. Zbliżyły się ku mej duszy. Nie zastanawiając się nad ich treścią, posuwałam je przed sobą — a raczej one same szły ze mną, dźwięcząc i tworząc naokoło mej duszy leciuchny wiaterek. „Niema śmierci, niema śmierci!“ — zadźwięczały po kilkakroć. Wpatrując się w te myśli, przypomniałam sobie rozmowę z Terenią. I w tejże chwili ujrzałam Terenię — lecz ona mnie nie widziała. Stanęłam za nią w pewnem duchowem oddaleniu. Ujrzałam różaniec, zwisający jej z rąk; ręce miała złożone i szybko odmawiała mechanicznie jakąś modlitwę. Momentalnie zrozumiałam, że modlitwę tę umie na pamięć z modlitewnika. Naokoło niej falowały znów różne modły, prośby i tu i ówdzie dochodziły nawet jęki cierpiących na ziemi. Te ostatnie niepokoiły ją w modlitwie. Widziałam u niej pośpiech w odmawianiu tejże; Modlitwa, wychodząc z jej ust, zataczała przed nią coraz większe kręgi, tworząc w ten sposób jakby lejek; przy słowie „Amen“, przywartą została niejako do książki, moditewnika, włożoną, że tak powiem, w odpowiednie jego miejsce.
Gdy skończyła się modlić, westchnęła, rozglądając się naokoło siebie. Ujrzała i mnie — i widać było, że przypomina sobie rozmowę ze mną. Zaniepokoiła się trochę i wysłała myśl w moją stronę z zapytaniem: „Ty tu?“ W tem pytaniu kryło się pewne zdziwienie, skądże znowu biorę się tak blisko niej i to mając w dodatku jeszcze ciało na ziemi? Nie wiem, co się zaczęło budzić w jej duszy, że wskazując na szerokie zastępy swoich wiernych, zapytywała, gdzie są moje szeregi, cóż ja robię dobrego na ziemi i poco przyszłam do świata duchów? W tem zapytaniu jej było trochę chłodu. Nastąpiła potem jeszcze jakaś myśl, której nie zauważyłam — i znów padło kilka myśli o żonie Piłata, Tereni Neumann. Wtem usłyszałam przepiękne, duchowe dźwięki liry i pogodna twarz ducha opiekuńczego Tereni spojrzała na mnie. Spojrzeniem swem ocieplił niejako duchową atmosferę pomiędzy mną i św. Terenią — ale niem równocześnie oddzielał nas od siebie.
Po przyłączeniu się do ciała opowiadałam o swojem spotkaniu w zaświecie z św. Terenią — i podczas tego przyszedł znów ów duch pogodny. Oznajmiłam o jego zbliżeniu się i prosiłam, by spisano, co będzie mówił przez moje usta — ho już poczułam, że owłada mem ciałem. Podaję niżej dosłownie jego przemówienie:
„Tak, jestem opiekuńczym duchem tej, o której była mowa. Tu na ziemi i w świecie Ducha — głównie w świecie astralnym — rozlega się: „Święta, święta!“ Z niejednego ducha, z niejednego człowieka wyrywa się magnetyczna siła wiary, że ona, święta, pomoże. I zanoszone są do niej modły, które wytwarzają naokoło niej świat nowy — nie można powiedzieć, że świat, podobny do raju ducha. Boć różne są modły różnych ludzi, prośby ich błahe, nierzadko straszne, ciężkie. To wszystko tworzy niejako stopnie ku Tereni; ściągają ją swoją prośbą ku ziemi! Lecz tam, gdzie niema bodaj trochę dobrych myśli, Terenia sic nie skłania. Według siły wiary duchów i ludzi mnożą się cuda na ziemi i w zaświecie. Proszą Terenię o wstawiennictwo, żeby ich modlitwy zanosiła Bogu i przemówiła za nimi. Terenia zaś nie modli się za każdego osobno, lecz kiedy poprostu dławią ją modły ich, sama wola: „Boże, pomóż!“ Największe centrum jej siły płynie do niej od tych, którzy wołają jej imię, wpatrując się w jej wizerunek na papierze, lub przedstawiającą ją figurkę, czy też jej relikwje. Za życia na ziemi nie odznaczała się niczem nadzwyczajnem, t. j. nie mnożyły się cuda naokoło niej. Prze-