Krakowski „Ilustrowany Kuryer Codzienny“ z dnia 16 kwietnia 1926 r. nr. 104 podaje następujące zdarzenie:
W tym roku, jak i poprzednich, przybyło mnóstwo pielgrzymów z różnych miejscowości i w wielkiem skupieniu asystowali „cudowi“.
Na ulicach tego spokojnego miasteczka panował taki ruch i ożywienie, że specjalna straż karabinierów musiała pilnować spokoju i porządku. Straż ta nie dopuszczała tłumów do Heleny Ajello, gdzie znajdowała się tylko najbliższa rodzina chorej, kilku lekarzy, oraz dziennikarzy, wysłanych przez dzienniki włoskie.
Oto szczegóły przebiegu „cudu“:
Nagle robi się cicho, a po chwili słychać jakiś pełen religijnej ekstazy głos: „La santa, suda sangue!“ (Święta poci się krwią).
A nieco dalej, w domu krawca Ajello, dzieje się rzecz niezwykła.
Na białem łóżku leży bardzo blada młoda dziewczyna. Z oczu jej spływają dwie wielkie, krwawe łzy i ściekają po twarzy, na której maluje się wielkie cierpienie.
Dziewczyna woła: — Jezu, jakaż bolesna korona cierniowa! — a ciałem jej wstrząsają dreszcze.
Po chwili mówi dalej: — Ile krwi, jakaż to męka.
A na pytania dra De Marko odpowiada, że czuje gorycz w ustach, że doznaje wrażenia, jak gdyby miała cierniową koronę na czole i że dłonie, jakoteż stopy, ma przebite gwoździami.
Regularnie co kwadrans z oczu Heleny Ajello płyną krwawe, łzy, a następnie twarz jej przybiera taki wyraz, jakby miała piękną wizję, która zdaje się łagodzić jej fizyczne cierpienia.
Z czoła dziewczyny spływają krople krwi, sączące się z jakichś niewidzialnych ranek, krew sączy się też z stóp i z dłoni chorej.
Ten „cud“ powtarza się już czwarty raz.
Dodajemy jeszcze, że w tym roku na ciele Heleny Ajello, w okolicy serca, pojawiła się jakaś krwawa plama, z której obficie sączyła się krew.