Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/54

Ta strona została przepisana.

niezadowolenie ją ogarnęło; czuła, że miłość jej jest tak wielka, tak potężna, a jednak wszystko to jej nie wystarcza. Samotność przynosiła jej ulgę.
Już wówczas dochodziły ją wieści o Jezusie. Piękny Nazarejczyk się zbliża... Jakaż to dziwna, tajemnicza postać! Podobno bardzo piękny, głos ma miły, łagodny i silny, jak dzwon, najsilniej dzwoniący i najpiękniejsze echo wydający; żadnym ślubem nie jest związany, wolny i dla wszystkich dobry. Gardzi kobietami; choćby przyszła doń najbogatsza i najpiękniejsza kobieta z zamiarem wabienia Go swemi wdziękami, odsuwa ją od siebie, a zwraca się do jakiegoś nędzarza, przywracając mu zdrowie i siły. Bierze na ręce dzieci, drgające konwulsyjnie w ataku padaczki, z potwornie wykrzywionemi ustami, i przytula ku Swej skroni wykrzywioną twarz dziecka; drgawki znikają, dziecię się błogo, radośnie uśmiecha i wraca zdrowe, szczęśliwe w objęcia rodziców.
„Odsuwa ładne kobiety — zahuczało jej w duszy — kobiety, pragnące miłości pięknego mężczyzny“....
Lecz dalsze myśli urywały się jej zwykle, bo już zbliżał się ten, któremu była wierną i biorąc ją pieszczotliwie za ręce, zapraszał do miłej wspólnej przechadzki.
Jednego dnia wśród pewnej większej zabawy, którą Surya uwieńczyła swojemi tańcami, zjawił się niespodziewanie na sali jeden z uczniów Jezusa. Wszedł cicho, z rękami skrzyżowanemi na piersiach i zwrócił się do obecnych, żeby zapomnieli na chwilę o swej hucznej zabawie, a posłuchali słów jego o Jezusie, który czyni cuda i wszystkich miłuje, a głosi wielkie prawdy o Bogu, Ojcu Swoim. Powstała wrzawa, którą niektórzy próbowali uciszać, a inni zagłuszali ich bezmyślnym śmiechem. Wielu nawet oczu nie oderwało od tańczącej.
I uczeń Chrystusa spojrzał na nią, zatrzymując ją blaskiem swych łagodnych źrenic w tańcu. Nie zauważyła go przedtem, jak wszedł i już chwilę rozmawiał; wszak w tańcu nie przejmowała się wiele, czy kto na nią patrzy i co myśli, żyła w swojej fali rytmicznych ruchów tańca. Pod wpływem spojrzenia ucznia podniosła wzrok na niego, a uwagę jej przykuła błyskawiczna myśl, że on jest zupełnie inny od całego towarzystwa; taki miły i skromny w tej chwili.
— Przychodzę w imieniu Jezusa — rzekł do niej.
Serce jej zabiło gwałtownie w piersiach. Pomyślała:
— Dobra droga do poznania tego tajemniczego człowieka. Ten jego uczeń zapozna mnie z nim, zaprowadzi mnie do niego.
Lecz już zjawiła się druga myśl, ostra, szydercza:
— Nie lubi ładnych kobiet, odsuwa je ze wzgardą od siebie.
Tymczasem uczeń zaczął mówić o miłości Jezusa. Lecz ona, miotana sprzecznemi uczuciami, przerwała mu:
— Mówisz o miłości? Chrystus nie kocha kobiet, a mówisz, że wszystkich miłuje.
Więc uczeń znów objaśniał jej pojęcie miłości. Lecz towarzystwo, zaniepokojone rozmową ucznia Chrystusowego z ich ulubienicą,