Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/55

Ta strona została przepisana.

bojąc się o nią, by nie poszła z nim, dawało jej w różny sposób do zrozumienia, by zatańczyła. Nacisk, jaki na nią wywierali, oszołomił ją. Odezwała się jeszcze do ucznia:
— Twój pan i nauczyciel nie zna miłości. Ja, ja go nauczę miłości, nauczę go miłować kobiety!
I już zaczęła tańczyć.
Uczeń patrzył na nią z przerażeniem i smutkiem. Wszakże kiedy spojrzenia ich się spotkały, zatrzymując ją w tańcu, odczuł radosny odruch w duchu: „Ona za mną pójdzie, pójdzie do Jezusa!“ Z rękami nadal na piersiach skrzyżowanemi cofał się ku drzwiom i nie odwracając swej twarzy od tańczącej, szeptał:
— O kwiecie piękny, wonny, zatruty tchnieniem ziemskiego życia, bacz, byś nie przepadł na wieki!
Smutny wrócił do reszty uczni, gdzie dzielili się nawzajem swemi wrażeniami, opowiadając sobie o wynikach swej wędrówki pomiędzy ludźmi.

∗             ∗

...I przyszła....
Nie mogła się dostać w pobliże Jezusa — usiadła w swej bogatej sukni na piaskach. Z dala dolatywał do jej uszu Jego głos, lecz nie widziała Jego twarzy, nie widziała Jego postaci; wiele ludzi stało i siedziało naokoło Niego, zasłaniając Go sobą. Będąc przyzwyczajoną, że wszędzie robiła wrażenie swoją osobą, uczuła się dotkniętą tem, że niewiele tu na nią zwracano uwagi i starała się odejść niepostrzeżenie. Lecz głos Chrystusa brzmiał jej w duszy. Postanowiła, że musi się dostać blisko Niego. Tak, każe czynić dobrze, pomagać biednym, ocierać ich łzy, nasycać zgłodniałych i t. d. Powróciła do swej rodziny i ukradkiem zabrała drogie perły, darowane matce, biorąc jeszcze w dodatku i perły, stanowiące własność matki, a których ta nigdy nie nosiła na swej szyi, chowając je tylko w ukryciu z obawy, by nie zostały jej skradzione, a także by łatwiej udawać biedną w celu dalszego wzbogacania się.
Mając tak skarby przygotowane, przemyśliwała nad tem, jak to zrobić, by móc się spotkać sam na sam z Jezusem. Pewien pokątny pisarz i notarjusz, pożyczający także pieniędzy na wysoki procent, obiecał jej za dużem wynagrodzeniem, zgóry już oznaczonem, uczynić wszystko, by doszło do upragnionego spotkania. Przypuszczał, że to jej spotkanie nie ma na celu słuchania nauk Chrystusa, tylko że jako kobieta ma inne zamiary.
A kiedy nadszedł wieczór, uczniowie zasiadali do posiłku. Chleb, wino i owoce, to był ich pokarm za cały dzień. Tamci oboje wiedzieli już, gdzie Chrystus tegoż dnia ma zagościć z uczniami.
— Dostarczę im wina — mówił ów doradca na ucho pięknej żydówce — dosypię do niego usypiającego proszku dla uczni, a potem możesz sobie z Nim sama porozmawiać bez świadków, bo posną twardo.
I ubrała się odświętnie, włożyła drogie perły i kamienie, a cenne pierścienie zdobiły wszystkie palce obu rąk z wyjątkiem kciuków. Na alabastrowem ramieniu wił się złoty wąż z djamentowemi oczy-