Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/62

Ta strona została przepisana.

nownem tam spotkaniu się żyć ze sobą tak swobodnie i w takiej błogiej jedności, jak dawniej.
Coraz bardziej rozdzielała ich Karma, a z nią zmiana poglądów na życie — lecz niskie moce nie potrafiły jeszcze do ostateczności przepalić łączących ich pasm miłości, w których niegdyś spływali w jedno z sobą nawzajem i z Bogiem. Nadszarpane były mocno struny ich dusz, a on wychylał podsuwany mu kielich rozkoszy ziemskich za kielichem dla znieczulenia bólu.
Jego oczy patrzyły na nią, pochłoniętą tańcem, gdy zbliżył się do niej uczeń Chrystusa i mówić zaczął o Nim, o Mistrzu swoim, którego królestwo nie jest z tego świata. Ona miała już wówczas pomylone pojęcia o miłości, lecz jeszcze nie były zerwane ostatnie struny w jej duszy. I Chrystus łaski pełnem spojrzeniem połączył w całość jej struny, rozjaśnił jej ducha, by mogła ujrzeć przeszłość i przyszłość i prawdziwą wartość życia. A on nie przyszedł... na starganych strunach jego ducha grali inni.
Ona, miłując Boga, była wierną i jemu, swojemu przyjacielowi ziemskiego życia; wierność ta jednak była wcieśniona w ramy, odpowiadające ludzkiemu pojęciu. A On, Duch Czysty, nauczył ją miłości, zbudził w niej prawdziwe pojęcie miłości. Ale i ta w ciasnej atmosferze ludzkich myśli i zwyczajnego biegu życia znów przybierała inne myślowe kształty.
Chodziła odtąd często pomiędzy uczni bez pereł i drogiego stroju. Nie miała gdzie skłonić głowy.
Zaraz po swem spotkaniu z Jezusem, kiedy to duch jej przebudził się po raz pierwszy po wiekowem uśpieniu, sama się nie spostrzegła, kiedy stanęła przed domkiem swej żydowskiej rodziny.
W domu było na nią wielkie oburzenie. Gdy matka bowiem zauważyła zniknięcie pereł, domyśliła się, że Surya je potajemnie wyniosła. Pobiegła jej szukać w jej bogatem towarzystwie, lecz tam dowiedziała się, że ona wyszła, mówiąc iż idzie poznać Nazarejczyka. Matka, drżąc z oburzenia i strachu, że straciła już nazawsze nietylko perły, darowane jej przez córkę, ale i drugi sznur jej własnych pereł, postanowiła zemścić się na córce i na Tym, za którym poszła. Wróciwszy do domu, wyprzątnęła skrzętnie całą walizę z wielbłądziej skóry, chowając w tajemnicy przed rodziną wszystkie skarby i z próżną poszła ponownie na skargę, że wszystek ich dorobek został im przez Suryę skradziony. Lecz ten, któremu przedstawiła swoją skargę zadumał się głęboko nad tem, jak potężny wpływ musi wywierać ów Nazarejczyk Swoją nauką Swojemi czynami, że tyle ludu porywa za Sobą, a ten lud Go kocha. Gdy tak w zamyśleniu słuchał skarg matki Suryi, oko jego zaczęło przebijać ciemności, twarz stała się pogodną, błogie ciepło zaczęło otaczać jego ducha, a on zaczął także miłować Nazarejczyka, zapominając o skargach, mu przedkładanych. Przysłuchiwała się skargom matki Suryi młoda dziewczyna, zazdrosna jej rywalka w tańcu, oraz odwieczny przyjaciel Suryi, młody Rzymianin, a także pewien celnik. Ten, przysłuchając się skwapliwie skardze, osnuwał już plan oskarżenia przeciw Nazarejczykowi, by podburzać innych w mieście przeciw Niemu. A Rzy-