Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/77

Ta strona została przepisana.

szego od siebie człowieka. Jak często gorzej już, niż zwierzę, gwałci drugą istotę o zdrowszem ciele, już nawet nie z chęci użycia, bo i ona zamiera w strupieszałem ciele — ale dlatego, że nienawidzi zdrowia u innych ludzi. W tem dziele pomagają mu dostatecznie ciemne Moce, których on staje się jawnym zwolennikiem przez swoje czyny na ziemi. A jednak nie uwierzy, gdyby go ktoś ostrzegł, w jakiem niebezpieczeństwie się duch jego znajduje. Niema ducha, niema Boga, jest psie życie — gorzej, życie człowieka nawet psiego nie warte!
O, ileż to smutnych, ponurych obrazów — nie z niezdrowej fantazji wysnutych, dla zbałamucenia prawdziwych poglądów na życie, ale tu, tu, z waszego świata wziętych! Możnaby zestawić miljonowe rzesze różnie cierpiących i rozsnuć różne obrazy z ich jednego życia. I dla wszystkich ma być tylko jedno zrodzenie, a w niem aż tyle bólu i niezrozumiałych przeżyć? Skądże tyle nieprawości, niesprawiedliwości dla jednych, a skądże się wzięło lepsze życie, pogodniejsze sumienie dla drugich?
Ślepotą rażone duchy nie mogą ujrzeć prawdziwej, boskiej jasności, swego dnia życia. Noc nieświadomości ich otacza, a życie ich to tylko sen w złej woli. Bo życie bez Boga, życie wbrew Jego woli, nie może być życiem prawdziwem, tylko zamroczeniem, snem mniej lub więcej ciężkim. Toteż Bóg w ich śnie życiowym występuje w niejasnem świetle, bo przez chmury swej nieświadomości, przez sen, dławiący Boski oddech w nich, nie mogą dojrzeć swojego Zbawcy.
Rano, kiedy słońce pierwszemi swojemi promieniami rozrywa nocne cienie, nim jeszcze jasną twarz swoją ukaże, rozbrzmiewają dzwony na wieżach kościoła, budząc wierzących do życia, budząc ich ze snu do świata rzeczywistości. Lecz nawet najsilniejszy, największy dzwon tego świata, zawieszony w największej świątyni i przypominający głosem swym człowiekowi, że pokłon ma złożyć Bogu, wznieść się duchem do Niego, nie ma tej mocy, by wśród zamroczenia, które trwa dalej i podczas dnia życia ziemskiego, zbudził nieszczęsnych przez pacierze i wyuczone modlitwy, by zaczęli wolniej oddychać w pełni zrozumienia prawd Bożych. Jest to tylko kołysanka dla ducha, który wrócił do pokrzepionego nocnym wypoczynkiem ciała, zasilająca go do dalszego życia, niczem lub niewiele różniącego się od życia w dniach poprzednich, życia w nieświadomości duchowej.
Na tyle poznania Boga i zrozumienia życia pozwala prawo, przez Boga niby dane wędrowcom świata. Przeklętym ten, kto więcej żąda, przeklętym, ktoby nagle rozłożył ręce w przestworza i zawołał:
— Boże, Ojcze mój, Tyś jest dobry, Ty jesteś miłością, słońcem życia bez cieni. Twój kościół to wszechświat cały, Twój ołtarz to serce moje. A my wszyscy, mali i wielcy, wszyscyśmy dziećmi Twojemi, wszystkich jednakowo miłujesz, tylko myśmy zapomnieli, jak miłować Cię mamy i kim Ty dla nas jesteś!
O, biada śmiałkowi, któryby zwierzył się swemu duszpasterzowi:
— Bracie drogi, te ramy, które wy zakreślacie, nie wystarczają mi, to co mówiłeś mi o Bogu, Jezusie i miłych, dobrych istotach na