Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/78

Ta strona została przepisana.

ziemi, miłujących Go, jest dla mnie niewystarczającem. Odnajduję we własnym duchu drogę do Zbawiciela i zaczynani inaczej rozumieć Boga, niźli jest i był mi dotychczas przedstawiany na ziemi.
O, taki duszpasterz nieraz sam nie wie, jak ciemne duchy zbliżają się do niego, przypominając mu skrycie, co to ma powiedzieć, zasilając go myślami, przepełnionemi jadem — i już wie, jaką naukę ma dać temu śmiałkowi, co szuka Boga i jak go ukarać:
— Jestem sługą Boga, a Bóg nikomu innemu nie dał prawa dawać świadectwa o Sobie, zaznajamiać z Jego prawami i głosić Jego słowo, jak tylko Swemu namiestnikowi, swemu zastępcy na ziemi, którego my jesteśmy wiernymi sługami. Masz wierzyć, że on jest nieomylnym i najlepiej zna Boga. Jeżeli zechcesz się wysunąć z pod naszej opieki i nie będziesz wierzył w to, czego uczymy o Bogu, natchnieni przez Niego samego, zostaniesz wyklęty!
I straszna klątwa spada potajemnie, albo i przy pełnym kościele na takiego śmiałka, który ośmiela się uświadomić sobie i innym nieść wieść radosną, że zaczyna poznawać lepszego, piękniejszego Boga, niż mu Go przedstawiali uczeni w Piśmie i rozumieć, czem jest prawdziwe, przez Niego dane życie.
Nie Bóg strąca ludzi w ogień wieczny, lecz ciemne duchy i owładnięci przez nie nieświadomi spraw Boskich niektórzy duszpasterze, którzy w świętem niby oburzeniu wysłaliby chętnie wszystkich budzących się w ogień wieczny. Smutne to, bardzo smutne, bo ponure te myśli, otoczone blaskiem życzeń wiecznego zatracenia strzelają iskrami nienawiści aż do nieba. Toteż nie dziwcie się, że wiele duchów, żyjących we wszechświecie w spokoju i radości i rozkoszujących się twórczością Boską i swoją własną, zgodną z wolą Bożą, widzą te ognie waszego zatracenia się i śpieszą wam z pomocą, budzą, ostrzegają, gdzie tylko dobra wola otwiera im bramy dusz na ziemi.
Zaświeciła gwiazda nad Betłeem, oblała cały świat jasną łuna — i wiele złej woli spaliła, wiele złych zamierzeń skreśliła. A teraz przychodzi czas, kiedy słońce zacznie promieniami swojemi igrać na śpiących twarzach ludzi i budzić ich ze snu do życia. Oddech wasz, to wielka tajemnica waszego życia. Kiedy śpicie, nie zdajecie sobie sprawy ze swego oddechu, nie wczuwacie się weń. Kiedy się zbudzicie, to znów w pogoni za pracą, wśród różnych trosk i radości ziemskich zapominacie o swoim oddechu, o sobie, o swojem głębszem „ja“. Nie mogliście dojrzeć wielkiego blasku Słońca Boskiej Miłości, które życie daje i życie podtrzymuje. Okienek mieliście wiele, lecz mniej lub więcej zaciągnięte były mgłami i pajęczynami — kirem waszego smutku. Za zasłoną duch wasz stał i stoi. Lecz słońce zacznie igrać wam po twarzy i kryć się będą nocne potwory. Nie dajcie zapaść nocy, by one znów z ukryć nie wylazły i nie straszyły was, ni niepokoiły. Zbliża się brzask dnia świadomości duchowej. Przyjdzie Zbawiciel wasz, lecz nie w postaci człowieka, jako ponownie narodzone Dzieciątko Jezus. On ma się zrodzić w was, w was ma się począć świadomość Boskiej Miłości, świadomość prawdziwego Życia i powrót do niego.
Zaświeciła wam Gwiazda Betleemska — miała was wieść wśród nocy w jasny brzask poranka. Słońce Miłości zawsze wysyłało swoje=