Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/97

Ta strona została przepisana.

może pomieścić w czterech ścianach małego pokoju. Nie wiedziałam jeszcze wówczas (gdyż świadomość z poprzednich bytowań była jeszcze w czasach dzieciństwa u mnie uśpiona), że dla oka duchowego ściany materjalne nie przedstawiają żadnej przeszkody w patrzeniu. A kiedy uprzytomniłam sobie, że ja właściwie tych murów w takich momentach wcale nie widzę, pobiegłam szybko kilka kroków przed siebie, gdzie powinna się znajdować ściana, wyciągnęłam rękę i rzeczywiście pod ręką ściana zaczęła się zarysowywać; równocześnie jednakże widziane poprzednio obrazy traciły na wyrazistości i powoli znikały. Gdy obrazy poczęły się przesuwać ponownie — podobnie jak w kinie, tylko że więcej żywe i że mogłam je oglądać ze wszystkich stron zaciekawiona poprzednią obserwacją, zachowując już oczy cielesne otwarte, patrzyłam usilnie w ścianę, doznając przy znikaniu jej dziwnego wrażenia.
— Przecież ona znika bez szelestu, ani słychać, jak się gdzieś rozsypuje. A więc ściana nie jest twardą, mocną, że tak łatwo znika? — myślałam.
Znikały również i otaczające mnie meble, to też, chcąc zbadać namacalnie znikanie materji w mej dłoni, chwyciłam ręką w tym celu znikające mi właśnie z przed oczu krzesło, zaledwie go jednakże dotknęłam, błyskawicznie znów stało się całem i twardem.
Zwierzyłam się rodzeństwu, co widziałam — i wyśmiano mię, nazywając mnie głupią. Nie pozostało mi więc nic innego, jak zamknąć się w sobie i więcej już nikomu o tem nie wspominać. Pozostałam sama ze swoim światem ducha. I często tak stałam wpatrzona nawet podczas zimy w prześliczne zielone łąki, gaje i lasy, wsłuchana w śpiew ptasząt — nie słysząc nieraz, jak rodzeństwo głośno mię woła. Dopiero gdy ktoś podszedł do mnie i głośno tuż przy mnie krzyknął, ocknęłam się. Nie mogłam jednak zaraz zorjentować się, czego właściwie ode mnie chciano i co mam zrobić, choć mi nieraz dwa i trzy razy powtarzano polecenie matki, czy kogoś innego. Nic dziwnego, że rodzeństwo się na mnie oburzało i nie lubiło mnie coraz więcej; nazywało mnie głupią, krzyczało na mnie i obdarzało mnie coraz większą niechęcią — a mnie było smutno.
Niedaleko naszego domu stał krzyż, do którego wykradałam się zwykle wieczorem, gdyż tutaj nikt mnie nie wyśmiewał i nikt mi nie przeszkadzał. Tutaj miałam najlepsze widzenia. Często przychodziły mi bardzo bolesne myśli, że żydzi ukrzyżowali Chrystusa; miałam żal do nich, wprost obawiałam się ich. Często widziałam także obrazy treści religijnej, widziałam białe istoty duchowe, słyszałam ich pieśni i ich rozmowę.
Do domu biegłam zwykle trochę zaniepokojona, czy nie zauważono mojej może zbyt długiej nieobecności.
Wszystkie te moje widzenia z lat dziecięcych uważałam za coś w rodzaju snu, sądziłam, że to samo przeżywają inni, tylko mi nie opowiadają, podobnie jak i ja nie opowiadam nikomu o swoich wizjach. To też później, słysząc o rozmowie duchów z ludźmi, o widzeniu świata astralnego i t. p., nie mogłam się zorjentować, że