Strona:Agnieszka Pilchowa - Spojrzenie w przyszłość.pdf/24

Ta strona została przepisana.



Przez długie, długie miljony lat grzeszyliśmy, a tylko cząstki naszych win wyrównywaliśmy, spychając wciąż na plan dalszy resztę grzechów niespłaconych. W ten sposób tworzył się koło naszego ducha krąg coraz groźniejszy, coraz ciaśniejszy, a zło dążyło prawem odwetu do wyrównania.
Do czegóż doszła wreszcie ludzkość dwa tysiące lat temu? Do jakiego stanu doprowadziła ją zła wola i nieświadomość i coby się z nią stało, gdyby nie był pośpieszył jej na ratunek czysty Duch Boży?
Któż zliczy duchy w ciałach i bez ciał w dolinie trędowatych? Któż obejmie całą nędzę, w jaką popadł duch ludzki? Któż zliczy tych wszystkich opętanych, jakich ziemia podówczas nosiła? Iluż ich wyleczył Jezus, odsuwając od ich ciał duchy, które je nieprawnie zagarnęły!
Ogromne rzesze duchów, które straciły już prawo do rodzenia się na ziemi w ciele ludzkiem, a to dzięki ogromowi własnego ich zła, nie pozwalającego im przychodzić na świat zwyczajną drogą, napadały na ludzi na ziemi najczęściej w czasie snu i odbierały im ciała, przebywając potem po kilku naraz w jednem, zmieniając się co kilka dni dobrowolnie, lub co gorsza, staczając o to ciało wzajemne walki. Jakież było ich życie w tych ciałach? Któż z ludzi żyjących na ziemi mógł to zobaczyć? Ten i ów ujrzał we śnie, rzadziej przeczuł ktoś na jawie, że to niedobre duchy opętują ludzi, to też niejednokrotnie przyprowadzano do Jezusa chorych z prośbą, by wypędził z nich djabły.