Strona:Agnieszka Pilchowa - Spojrzenie w przyszłość.pdf/38

Ta strona została przepisana.

O Boże, Boże, jakiż to jest ten Los, któryś Ty nam zgotował i jakie to życie w niebie — a jakie na naszym padole płaczu!
Tak, nikt inny nie winien temu, co tu mamy, tylko my sami.
Lecz któż się uderzy w piersi, przyznając się szczerze do winy? Wszak jakże niechętnie przyznajemy się do złego, które w mniejszej lub większej mierze codziennie popełniamy! A cóż dopiero mówić o tych winach, których pamięć już zatraciliśmy!
I właśnie, to jest najsmutniejsze, że przez upadek zatraciliśmy do tego stopnia naszą świadomość duchową, iż nie widzimy tego, cośmy ongiś stworzyli. Szczególnie to, co ukrywa się przed naszym wzrokiem fizycznym, jest gorsze od zła, które widzimy.
O, ileż dobrych wskazówek dał nam Chrystus na dalszą drogę życia! Mówi się o nich w kościołach, powtarza się te słowa wyrzeczone ongiś przez święte usta, — lecz gdzie się z nich ulotniła potęga? Czy w duchu tych, którzy je powtarzali, czy w aurach tych, którzy ich słuchali, zamilkł ten boski zew? Wszak zarówno ci, którzy to głosili, jak i ci, którzy słów tych słuchali, jakże często czynami swemi zaprzeczali tym słowom! Takimi jesteśmy, przyznajmy się, — czyż nie okazujemy tego wyraźnie w bratobójczych walkach?
„Nie zabijaj!“ — powiedział Chrystus, „Miłuj bliźniego swego! Miłuj i nieprzyjaciół swoich!“
Jakże źle zrozumiała ludzkość naukę Chrystusa, to przeczyste źródło Prawdy i Miłości, gdy w imię krzyża szli wyznawcy Jego do walki z niewiernymi, mordując bliźnich w imię tego Chrystusa, który uczył, że i nieprzyjaciół miłować należy. Wszak powiedział Piotrowi, gdy ten w Jego obronie dobył miecza: Włóż miecz swój do pochwy, albowiem wszyscy, któ-