checką także języków niemieckiego i francuskiego, prywatnie także greckiego i hebrajskiego.
Czując w Polsce pewny grunt pod nogami, podjęli się jezuici wielkiego czynu politycznego: usiłowali opanować cały ruch umysłowy, całą politykę, całe życie społeczne. Wszędzie potrafili się wedrzeć, wszystko wpływem swym ogarnąć.
Jednym i może najważniejszym z środków, takiemu celowi służących, było opanowanie wychowania w Polsce. Jezuici wiedzieli o nim. Rozlewając się po całej Polsce, wszędzie zakładali szkoły, a rozporządzali już uniwersytetem w Wilnie. Teraz zapragnęli i usiłowali wznieść swe kolegja we Lwowie i w Poznaniu również do rzędu uniwersytetów z prawem nadawania stopni akademickich i doktoryzowania na fakultetach filozoficznym i teologicznym.
Religijny i pobożny król Zygmunt III. nadał też kolegjum poznańskiemu upragniony przywilej, ogłaszając się zarazem protektorem nowego uniwersytetu (1611 r.)
Tymczasem Akademja Krakowska, posiadająca do tego czasu monopol naukowy w Polsce, uważała krok ten królewski za hasło do walki. Poruszyła też zaraz wszystkie sprężyny, by przywilej, nadany jezuitom w Poznaniu, unieważnić. Toczyła się zażarta walka. Akademja Kakowska wysłała delegatów do papieża, do króla, poruszyła sprawę na sejmie. Jezuici walczyli na swój sposób, wytaczali ciężkie działa prawa, używali swych rozległych wpływów. Nic nie pomogło. Ówczesny papież Paweł V., nieprzychylny jezuitom, odmówił potwierdzenia przywileju królewskiego, a Sejm Warszawski, również niechętny zakonowi, unieważnił dekret królewski.
Akademja Krakowska zwyciężyła nie dlatego, że miała prawo poza sobą, gdyż przywileje i prawa, nadane nowym uniwersytetom, nie ukrócały praw Akademji Krakowskiej, lecz zwyciężyła dlatego, że umiała wszystkie te czynniki pozyskać dla swej sprawy i poruszyć, które niełaskawem na zakon patrzały okiem.
Mimo wszystko jezuici nie zrezygnowali z swych aspiracji. Ponawiali jeszcze dwukrotnie swe usiłowania w tym kierunku, lecz bezskutecznie.
W roku 1650 odmówił wielki kanclerz Andrzej Leszczyński, znający się na polityce zakonu, podpisanemu już przez Jana Kazimierza aktowi pieczęci, bez której akt był nieważny.
Strona:Akademja Poznańska.djvu/09
Ta strona została uwierzytelniona.