Walka o uniwersytet w Poznaniu po r. 1815.
Jedną z najpilniejszych spraw rządu pruskiego w zajętych ziemiach polskich po roku 1815 była sprawa szkolnictwa. Przystąpiono z gotową tendencją germanizacyjną do dzieła. Nie chcąc się zaś zdradzić z zamiarem na zewnątrz, postępowano powoli, a skrycie, od fundamentu, na szkołach ludowych i gimnazjach począwszy.
Język polski rugowano nietylko ze szkół, ale i z urzędów pod pozorem, że brak jest nauczycieli i urzędników, mówiących po polsku.
A przecież kto miał wyszkolić odpowiednie siły? Uniwersytetu nie było.
To też przez cały nieomal wiek XIX. toczyła się walka o uniwersytet w Poznaniu. Usiłowania w tym kierunku czynione z jednej strony przez Niemców, z drugiej strony przez Polaków podzielić można na trzy różne okresy.
Wszystkim okresom jest jedna okoliczność wspólna, mianowicie poza szczerem pragnieniem otworzenia w Poznaniu wyższego zakładu naukowego kryją się zawsze mniej lub więcej pobudki narodowe.
I tak zamyślał w r. 1794 minister Voss za pomocą zupełnego uuniwersytetu, z wydziałem teologji katolickiej i protestanckiej, poddanych Prus południowych poprostu wynarodowić: „auf die kräftigste Weise den Charakter der Südpreußen für die preußische Staatsregierung zu formen und zu nationalisieren“.
Również i następne projekty miały myśl powyższą za przewodnią.
Drugi okres walki o uniwersytet w Poznaniu jest najciekawszy i najzacieklejszy.
Następuje owa wielka dla Poznania epoka zogniskowania się mysli całej Polski po upadku powstania 1831 r, zaszczytna epoka gorących serc i podniosłych myśli. Nie było wówczas uniwersytetu w Poznaniu widomego, nie było katedr płatnych, ale była wola, była wiedza, był żywy duch i byli ludzie — duchy!
Oto Karol Libelt, uczony filozof, wykłada z katedry gimnazjum św. Marji Magdaleny wśród natłoku publiczności literaturę niemiecką, dotykając przy każdej sposobności najgłębszych i najwspanialszych strun ducha polskiego, Jędrzej Moraczewski wykłada