synów na odległych uniwersytetach, że przez założenie uniwersytetu w Poznaniu powiększyłaby się, co byłoby bardzo pożądanem, liczba kształcącej się młodzieży. Samo założenie uniwersytetu niewiele kosztowałoby czasu i pieniędzy, gdyż miasto rozporządza ubikacjami, dającemi się z małym nakładem pieniężnym zamienić na akademję. Dalej ma Poznań obszerną bibliotekę, szpital, instytut położniczy, wreszcie bogato uposażone seminarjum duchowne, co wszystko ułatwiałoby opatrzenie akademji niezbędnemi środkami naukowymi.
Podobne podanie z prośbą o uwzględnienie wniosku Cieszkowskiego wysłano do drugiej Izby.
Komisja do spraw szkolnych poleciła wniosek Cieszkowskiego odrzucić, a nad podaniem rady miejskiej przeszła do porządku dziennego.
Również i ministerjum odrzuciło podanie rady miejskiej, uważając je przytem za przekroczenie jej kompetencji.
Zażalenie magistratu miało ten skutek, że rząd zagroził przewodniczącemu rady miejskiej, prof. Müllerowi, w razie powtórzenia się podobnej niewłaściwości, karą dyscyplinarną, wynoszącą 30 talarów.
Przeciw takiemu postępowaniu wystąpił nadburmistrz Naumann, aczkolwiek sprawa ta jego nie tyczyła. Formalnie zrobił rządowi zarzut z tego, że czuje się powołanym do nakładania kar dyscyplinarnych, podczas gdy należy to wyłącznie do prezydenta rejencyjnego; dodał jeszcze, że nie można przewodniczącego rady robić odpowiedzialnym za rezolucję zgromadzenia. Prawa zaś petycji miasto odbierać sobie nie pozwoli. W sprawie uniwersytetu powtórzyć tylko można, że miasto słusznie go się domaga, raz dlatego, że podniesie się ruch i przemysł miasta, powtóre, że mieszkańcy jego nie będą zniewoleni wysyłać synów swych w dalekie strony na studja.