Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/048

Ta strona została przepisana.

łamią nieraz słabszym organizmom skrzydła twórczych i badawczych natchnień.
Emigracya ówczesna polska wybrała Francyę jako miejsce przytułku, w nadziei, że kraj, który zaciągnął względem Polaków tyle długów wdzięczności, za krew przelaną w sprawie jej tryumfów bojowych, odpłaci to emigrantom gościnnością i pomocą materyalną.
Dobrej woli w tym kierunku ze strony ogółu społeczeństwa francuskiego, stanęła na zawadzie polityka rządu Orleanów. Pragnąc sobie zaskarbić względy rządów europejskich, niechętnych przewrotowi lipcowemu, starali się doradcy Ludwika Filipa utrudnić wychodźcom polskim pobyt we Francyi i zmusić ich do wędrówki do innych krajów.
Zaczęto od zmniejszania żołdu, pobieranego przez Polaków ze skarbu, do rozmiarów bagatelnych, od wypraszania ze stolicy żywiołów najbujniejszych i najhałaśliwszych.
Działo się to właśnie w epoce, gdy Mochnacki, widząc gasnące życie chorego brata, usiłował je ratować zmianą klimatu wygodami koniecznemi dla suchotników. Na domiar złego, usłyszał o smutnej doli ojca wśród rodaków w Galicyi. Pragnął go sprowadzić do Francyi, zapewnić sędziwemu jego wiekowi spokój niezbędny, lepszą strawę i mieszkanie wygodniejsze. Na to wszystko brakło mu zasobów pieniężnych. Umyślił przeto koncertować w miastach prowincyonalnych, dawać lekcye gry fortepianowej, by zebranym groszem módz dzielić się z rodziną. Rzewne szczegóły o takich planach podaje w liście do ojca z kwietnia 1833 roku.
«Dzisiaj — pisał — ponieważ żołd nam zmniejszyli, ponieważ może go zupełnie odejmą dla przypodobania się innym, rzucam się tą drogą, która we Francyi nietylko wielki zaszczyt czyni, ale przynosi wielkie zyski.

... Wszędzie człowiek młody czynny, wszędzie artysta da sobie radę. Jestto kraj industryi, kraj sztuki, kraj zarobku; daję papie słowo honoru, że na miesiąc, w samych zaraz początkach, będę mógł mieć 100 do 150 franków z fortepianu, dając tylko lekcye po trzy franki na godzinę...»
Do takich niepomyślnych warunków materyalnych przyłączyły się i zgryzoty moralne na widok rozładu, jaki w początkach wygnania za panował między emigracyą polską na obczyźnie.
Przybywszy do Francyi pod wrażeniem wypadków krajowych, emigranci polscy zaczęli we wzajemnych oskarżeniach szukać ujścia dla politycznych namiętności. Potworzyły się stronnictwa, koła i kółka, miotające na siebie oskarżeniami. Ujawnił się zamęt w pojęciach politycznych i społecznych, a nawet religijnych wychodźców, ślepe naśladownictwo reformatorskich pomysłów St. Simona, Enfantina i Chatela, chęć przeniesienia do sfery umysłowości polskiej wyobrażeń o demokratyzmie, arystokratyzmie, legitymizmie, socyalizmie, doktrynerów francuzkich. Zdawało się nieszczęśliwym marzycielom, że są powołani do przekształcenia budowy świata, że są podwaliną do gmachu urojonych reform, które uszczęśliwią ludzkość całą poprowadzą ją na nowe tory.
Wśród zamętu owych pojęć, które się przerodziły w namiętne spory o zasady i środki działania, duch Mochnackiego, z natury swej ognisty i zapalny, szukał napróżno oparcia w refleksyi, w zastanawianiu się nad bezpośrednim powodem niedawnej klęski. Pomimo założenia, jakie miał na widoku, przystępując do opisu przebiegu ruchu z r. 1830, atmosfera namiętności politycznych, jaką oddychał, nie dozwoliła mu zachować krwi zimnej.
Dzieło jego, stało się zwierciadłem usposobienia większości wychodźców, przerodziło się w akt oskarżenia, zwrócony przeciw jednostkom, przeciw Lubeckiemu, Chłopickiemu, Adamowi Czartoryskiemu i wogóle przeciw trybowi rozpraw prowadzonych na sesyach rządu powstańczego.
Zarody choroby dziedzicznej piersiowej nie dozwoliły genialnemu historykowi doczekać się ukończenia całkowitego gmachu dziejów epoki, której sam tak wybitnym był działaczem. Skończyło się na podwalinach, dających jedynie wyobrażenie doskonałości, do której mógł autor dojść, o ileby Opatrzność dozwoliła mu zamierzone dzieło wykończyć.
Zgon brata Kamila przyspipszony szybkim rozwojem suchot, nastąpił 17 sierpnia 1833 r. w Hyères, w południowej Francyi. Był to cios ostateczny dla Maurycego. Niepocieszony po