Jedynym nauczycielem Orłowskiego był Norblin, lecz śladów wpływu akademickich teoryi, których był on wyobrazicielem daremniebyśmy szukali w utworach jego ucznia Orłowski wyrobił w sobie samodzielność bardzo wcześnie; w szkicach i obrazach, z taką łatwością tworzonych, nie znajdzie się ani jedna linia, ani jedno pociągnięcie pendzla któreby nie były wynikiem
własnych spostrzeżeń, i to właśnie czyni go oryginalnym, to mu pozwala wśród falangi naszych malarzy początku XIX wieku, zajmować odosobnione bo własne stanowisko. Wszyscy prawie współcześni mu artyści podlegają w mniejszym lub większym stopniu modnym ideom pseudoklasycyzmu, kierunek ten wypływał wprawdzie ze sztuki greckiej, to jest ze źródeł zdrowych, prawdziwego klasycyzmu, lecz przez coraz zacieśniające się granice jakie twórczości plastycznej zakreśliła szkolna rutyna, przez ciągłe tamowanie porywów samodzielnych jednostek, przeinaczył się w manieryczny na komunale oparty szablon, odpowiadający potrzebom chwili, lecz daleki od pierwowzoru.
Emancypując się z pod władzy panujących ideałów, Orłowski daje miarę siły swych wewnętrznych przekonań. Z wiarą w swój talent dąży śmiało przed siebie, związany z teraźniejszością upodobaniami człowieka i celami artysty,
uzmysławia zajmujący go jedynie kalejdoskop ruchu i gwaru życiowego.
Mojem zdaniem, ta strona jego wewnętrznej organizacyi czyni z Orłowskiego najżywotniejszego malarza owej epoki, był on bowiem w dziedzinie sztuki szczerym tłomaczem czasów, w których żył.
Silniejszy wrodzonemi zdolnościami niż wiedzą zdobytą tworzy Orłowski dzieła, którym pod względem fachowym wiele można zarzucić, forma w nich zwykle zaniedbana, dorywczość i jak by gorączkowość w procesie twórczym pozbawia je głębokości i wyższego polotu. Braki te stokrotnie okupują: życie i wyraz, ruch i werwa, przymioty niespotykane prawie naówczas w produkcyach zimnych przedstawicieli oficyalnej szkoły.
Jeżeli kto koniecznie pragnąłby odgrzebać genezy istoty artystycznej Orłowskiego, jego celów malarskich a nawet środków, którymi się posługiwał, to pewną wspólność tendencyi możnaby odnaleźć w działalności zmarłego na lat 13 przed jego urodzeniem Wiliama Hogartha. Rozsiane po całej Europie w sztychach obrazy angielskiego mistrza musiały być znane Orłowskiemu jeżeli nie w pierwszych chwilach samodzielnej pracy, to w każdym razie później, gdy, porzuciwszy szkołę Norblina, zaczął swą indywidualność rozwijać, coraz bardziej wkraczając we właściwą Hogarthowi sferę satyry i humoru.
Skala malarskich aspiracyi Orłowskiego jest niezwykle szeroką: figura ludzka, koń, krajobraz, morze, fantazya, karykatura wreszcie, są polem, które uprawia. Środki techniczne, służące mu do wyrażania pomysłów, są również rozmaite. Maluje olejno, akwarellą, sepją, gwaszem, rysuje pastelami, kredką, piórkiem, ołówkiem; sztychuje nawet własne swe obrazy. A zawsze praca ta jest gorączkową — spieszy, jakby pragnął cały olbrzymi materiał wrażeń i obserwacyi zaromadzony w jego umyśle i oku, czemprędzej uplastycznić, aby się nie rozwiały zapomniane.
Malarska działalność Orłowskiego, oparta na szczerości w odtwarzaniu tego, co widział lub czuł, — odtwarza z równa szczerością wewnętrzną jego istotę. Człowiek i artysta łączą się tu w nadzwyczaj ciekawy typ. Twórczość jego jest refleksem warunków egzystencyi; oryginalne, niespodziane rzuty jego pendzla znajdują wytłomaczenie w zygzakach i niespodzianych zwrotach, jakich pełnem było pasmo jego życia.
Talent Aleksandra Orłowskiego był samorodnym; nie powstał on skutkiem atawistycznie powtarzających się upodobań, ani przekazanego przez przodków drogą dziedziczności zamiłowania do sztuki. Szczegółów o rodzinie jego brak zupełny — to tylko wiadomo, że rodzice przyszłego malarza byli to biedni ludzie, pracujący ciężko na chleb powszedni i że mieszkali w Warszawie, gdzie im w 1777 r. przyszedł na świat syn Aleksander. Wkrótce potem cała rodzina przeniosła się do Siedlec, majętności hetmanowej Ogińskiej, biorąc w dzierżawę zajazd publiczny.
Ściany oberży, utrzymywanej przez starego Orłowskiego, początkowo pobielone na biało prawdopodobnie, — zaroiły się z biegiem czasu najrozmaitszemi figurami. Świat fantastycznych jakichś widziadeł, cudaczne postaci, straszne bitwy, naiwne pejzaże zamieniły skromne wnętrze izby dla gości i alkierza w niezwykły przybytek
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/095
Ta strona została przepisana.