o dziwnych obiciach. Piec nawet został przestrojony w węglowe rysunki.
W ten sposób bawił się mały synek oberżystów Orłowskich. Co miał tylko pod ręką zużytkowywał, jako materyał rysowniczy. Pchany wewnętrznym impulsem zaczynał już bezwiednie wchodzić w podwoje świątyni sztuki.
Podwoje te stanęły mu nareszcie otworem lecz dzięki tylko przypadkowi. Księżna jenerałowa Czartoryska, przejeżdżając przez Siedlce, wstąpiła do oberży Orłowskiego, a zdziwiona niezwykłą dekoracyą ścian, zapytała o dekoratora. Przyprowadzono chłopaka — podobał się księżnie, postanowiła zająć się jego losem.
Dzięki tej niespodzianej protekcyi, wkrótce potem Aleksander Orłowski jest już wśród uczni Norblina. Staje wobec świata, wobec sztuki. Oczy, które dotychczas szeroko roztwarte wpatrywały się w skarby natury, umysł, który w naiwnej dziecięcej prostocie czuł piękno, nie zdając sobie jasno sprawy z jego istoty, wchłaniają w siebie miliony wrażeń, nowych, nieznanych, niespodzianych. Niejasne pojęcia przebierają wyraźną formę, zasłyszane tony składają się na akord harmonijny, — natura przyszłego wielkiego artysty zaczyna się pomału kształtować.
Orłowski robi nadzwyczajne postępy. W lat kilka po wstąpieniu do szkoły jest jednym z najzdolniejszych jej uczni, mimo że wśród nich znajdują się ludzie niezwykle od natury obdarzeni, jak np. Michał Płoński, późniejszy europejskiej sławy sztycharz i rysownik.
Mając lat 17, t. j. W 1794 r. porzuca Orłowski pokryjomu pracownię Norblina, i zaciąga się do wojska. Odyssea ta trwa jednak niedługo, opuszcza wojsko z pod Łomży i piechotą dąży do Warszawy, nie dochodzi jednak do niej, gdyż, jak mówi Rastawiecki, «w młodzieńczej o jutrze obojętności» zatrzymał się w przydrożnej gospodzie za rogatkami wolskiemi, «upodobał sobie to miejsce» i «swobodnie się tam zabawiał.»
Tu go wynalazł Norblin i na powrót do szkoły namówił. Wycieczka ta bez wiedzy mistrza, nie była ostatnią. Zaledwie lat parę minęło, aż znowu awanturnicze usposobienie młodego Orłowskiego każe mu puścić się w świat. Tym razem zapewne miłość zamienia norblinowskiego ucznia na członka towarzystwa «hecarzy i skoczków» niejakiego Chiariniego, Włocha. Zabawa ta trwa niedługo, życzliwi wydobywają go z budy cyrkowej i zawożą znowu do Norblina.
Wkrótce potem znajduje Orłowski nowego protektora w osobie księcia Józefa, który go ceni za talent, a lubi za wesoły humor. Młody artysta co wieczór zabawia zebrane «pod Blachą» towarzystwo rysowaniem karykatur obecnych, za co pobiera dukata ze szkatuły książęcej i ma prawo używania wierzchowych rumaków. Dzięki księciu Józefowi wchodzi on w ówczesny wielki świat, otrzymując zewsząd zaproszenia i zamówienia. W tym czasie tworzy mnóstwo rodzajowych scen z życia żołnierskiego, a to na zamówienie księżny Aleksandrowej Sapieżyny.
W 1799 r. wraz z przyjacielem swym Płońskim wyjeżdża Orłowski do Nieborowa na dwór wojewodziny wileńskiej, gdzie tworzy również gorączkowo.
Z rokiem 1802 kończy się pierwszy okres działalności Orłowskiego, poświęcony po większej części studyom u Norblina i zaledwie paroletniej pracy samodzielnej. Trwa on około lat 14, licząc od chwili opuszczenia ojcowskiego zajazdu w Siedlcach. Orłowski jest już wyraźną w sztuce swej indywidualnością, jasno zaznacza swe skłonności, swoją manierę, w następstwie cechy swego talentu rozwija tylko i potęguje. W życiu prywatnem jest on również zdecydowanym charakterem, upodobanie do cyganeryi artystycznej, do oryginalności, nie opuszcza go nigdy. Wchodząc do najpierwszych towarzystw, stykając się w codziennem obcowaniu z najznakomitszymi ludźmi swych czasów, Orłowski nie przestaje być wesołym koleżką, niedbającym o jutro artystą, typem cygana wielkoświatowego.
Talent Orłowskiego, aczkolwiek pozbawiony rysów oficyalnej akademickiej powagi, nie przestaje ciągłych mu zjednywać wielbicieli. Modny artysta zaledwie nastarczyć może zamówieniom, sława jego zaczyna szeroko się rozchodzić. Artysta czuje, że Warszawa nie daje mu dostatecznego pola do rozwoju, ufny w siebie, pragnie większego towarzyskiego ogniska.
W 1802 r. z handlarzem rycin Fietti’m udaje się przez Gdańsk do Petersburga, mając w zanadrzu listy polecające do W. Ks. Konstantego.
Odtąd nie opuszcza nadnewskiej stolicy mieszka w niej przez ciąg lat trzydziestu t. j. do śmierci.
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/096
Ta strona została przepisana.