ryery artystycznej, bo w czterech obrazach i czterdziestu kilku portretach stale spotykamy się z temi pierwszorzędnemi zaletami, z rysunkiem pewnym i poprawnym, z kolorytem jasnym, świetniejącym barwami obecnie, w pięćdziesiąt lat po śmierci autora, tak, jakby ledwie lat kilka temu były na płótno położone.
Największy obraz Brodowskiego (5 łokci wysoki a 6 łokci i 16 cali długi), przedstawiający Saula, zrywającego się z oszczepem na Dawida, złożony jest z czterech figur naturalnej wielkości o układzie prostym a bardzo naturalnym. Rysunek postaci nieposzlakowanej doskonałości, a koloryt jasny zalecają to malowidło, nagrodzone na wystawie w r. 1819 medalem złotym. Drugi — mniejszy, złożony z dwóch figur naturalnej wielkości, to Edyp oślepiony i Antygona. Ten obraz nie dorównywa poprzedzającemu ani w sile rysunku, ani w prawdzie kolorytu. Ostatni przedstawia wręczenie przez Cesarza Aleksandra I Rektorowi Szwajkowskiemu dyplomu nadawczego Uniwersytetu Warszawskiego (r. 1816). Jest to zbiór portretów w całych figurach, złożony z postaci osób niewielu, jak ministrów, Stanisława Potockiego i St. Staszica i kilku profesorów uniwersytetu.
Szereg portretów składa się z wizerunków rodziny Krasińskich i Mostowskich — do najciekawszych należy dwa razy powtórzony Juliana Ursyna Niemcewicza. Rastawiecki w Słowniku malarzów polskich wymienia wszystkie, a w ich liczbie dwa własne Brodowskiego.
Obowiązki nauczycielskie pełnił Brodowski z gorliwością istotną, a znajomością rzeczy zasadną — jak o tem świadczy mowa, którą czytał w r. 1824 na posiedzeniu publicznem Uniwersytetu a zawierająca cały programat nauczania. Obdarzony niezwykłemi zdolnościami umysłu, w sztuce wyrobiony zasadnie pracą niemałą, mógł wiedzieć i wiedział, że z kandydatów do zawodu malarskiego przedewszystkiem wybierać należy takich młodzieńców, którzyby «oprócz usposobień artystycznych, dobrego wychowania i zalet moralnych, które ostatnie zawsze są rękojmią postępów ucznia, nie byli pozbawieni darów przyrodzenia fizycznych: bystrego oka, ręki pewnej i wiernej pamięci lokalnej!...»
Wiedział też i twierdził na podstawie praktyki najlepszej podówczas Akademii Paryskiej Sztuk Pięknych, że na profesorów z liczby członków akademii sztuk pięknych «wybór padać ma wyłącznie na artystów, którzy się dali poznać oryginalnemi kompozycyami historycznemi.» Miłość sztuki i miłość uczniów rozciągał Brodowski po za szkołę, po za gruntowną naukę, po za gorące zachęty do wytrwania w umiłowanym zawodzie, po za życzenia wyrażone w wspomnianej mowie w słowach końcowych: «czemuż i u nas nie mają zajaśnieć piękne dni sztuk nadobnych?», staraniami o wyjednanie uczniom możności odpowiedniego popisu w zdobieniu monumentalnych budowli pracami artystycznemi.
Wykształcenie ogólne i zdolności sprawiły, że Brodowski pełnił obowiązki jako urzędnik Komisyi Sprawiedliwości, a następnie w Komisyi Spraw Wewnętrznych przy ministrze Mostowskim dawał dowody «gruntownej nauki, umysłu objętego i wielkiej w językach biegłości,» które otwierały mu drogę do wywyższenia się, lubo odrywały od niemniej świetnych w sztuce malarskiej prac. «W pożyciu łączył rzadkie przymioty duszy z łagodnością i obejściem, cechującem człowieka wyższego. Szczególną własnością jego było, iż rysował ręką prawą, a malował zawsze lewą.»
Oto najważniejsze daty biograficzne. Pochodził z starożytnego rodu szlacheckiego herbu Łada, osiedlonego już w wieku XVI w Ciechanowskiem — urodził się w Warszawie w r. 1784, w r. 1819 został profesorem malarstwa, w 1822 członkiem Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Umarł po długotrwałych cierpieniach d. 31 marca 1832 r. Miał dwóch synów artystów malarzy: Tadeusza, zmarłego w 1849 roku, i Józefa, żyjącego. Z uczniów Brodowskiego jeden tylko odznaczył się Rafał Hadziewicz, lubo zasad mistrza w dalszy byt sztuki polskiej nie wprowadził.