który anonsującemu ją kamerdynerowi, «że przyszła tam jedna po kweście,» odpowiada gniewnie: «Daj mi pokój! Już mi ci ubodzy kością w gardle stanęli!» A kiedy nareszcie dowiaduje się, że kwestarka ładna, wychodzi z gabinetu i z największą galanteryą daje 50 dukatów. Albo i owa piękna pani, przymierzająca strój balowy, która prosi Malwiny, jako dobrej znajomej «by za nią dała dukata, gdyż sama nic przy sobie nie ma obecnie.» Rozumie się, z tym dukatem Malwina nie zobaczyła się nigdy. Natomiast, chciałoby się wycałować ową dziewczynkę na pensyi, która oddaje swą lalkę «dla biednych dzieci, co mamów nie mają,» a przed samą ochmistrzynią pokłonić. To też ta pani nasuwa Malwinie myśl, «że bezpiecznie zaniechaćby. można sprowadzania z zagranicy cudzoziemek, by Polki wychowywać, gdyż we własnym kraju znaleźć można niejedną osobę podobną tej zacnej ochmistrzyni.» Jest to arcy zręczne scharakteryzowanie ofiarności klas średnich z ofiarnością wielkopańską.
Autorka nie ogranicza się na tych realistycznych wizerunkach, lecz z większą jeszcze lubością kreśli obrazy scen miłosnych przy blasku księżyca, rycerskich turniejów, fet z siurpryzami, które były dla niej chlebem powszednim w Puławach, a wszystko to zabarwia sielankowo-sentymentalnym kolorytem, który był całemu społeczeństwu właściwy. Nieodrodna zresztą córka swej matki, ukochawszy lud i zajmując się jego losem, nie zapominała i w «Malwinie» o jego przedstawicielach i wprowadziła do niej starą Somorkową z Krzewina wraz z wnuczką Julisią, młynarkę z Zienkowa i starego Dżęgę, cygana. Szczególniej dwoje ostatnich odgrywają ważną rolę w losach braci Melsztyńskich. Ale ten Dżęga jeszcze coś więcej nasuwa, bo «Cyganów» Kniaźnina! Czyżby zapożyczenie z nich tego imienia było tylko prostym przypadkiem lub brakiem wynalazczości? Nie, w tem się coś innego ukrywa. Było to potrzebą serca kochającego, które w inny sposób nie mogło złożyć hołdu zmarłemu. Ona tym szczegółem chciała pamięć Kniaźnina nazawsze z swym utworem połączyć, boć każdy, czytając «Malwinę,» musiał sobie uprzytomnić Dżęgę z «Cyganów.» I jeszcze jedna uwaga! Czy to także przypadek, że, zerwawszy nienawistny sobie związek, nikomu nie oddaje swej ręki? Przecież była jeszcze młoda, piękna i za łez tyle wylanych w pożyciu z narzuconym jej mężem, miała prawo do szczęścia. Tymczasem, oświadcza się o jej rękę ks. Eustachy Sanguszko, ona mu jej z podziwem wszystkich odmawia. Ten sam los wielu innych spotyka. Czyżby jej żal było stracić nabytego nazwiska? Ależ ono ciężkiem na niej zaważyło brzemieniem. A więc to z jej strony jest poślubienie się pamięci zmarłego, którego jedynie w swojem życiu kochała, spełnienie postanowienia, którego nie mogła wykonać, gdy jeszcze nie rozporządzała swym losem. Rycersko-sentymentalne usposobienie księżny aż nadto upoważnia do tego przypuszczenia i zarazem stawia ją w oczach naszych w niezwykle idealnym uroku. Jeżeli też «Malwina» jako obraz towarzyskiego życia w Warszawie pomiędzy r. 1809—1815 ma dla nas historyczne znaczenie, to niemniej budzi zajęcia, jako wierne odbicie duszy autorki, która w niej śmiało w obronie praw niewieściego serca pióro, swoje skruszyła. Wszak je
Malwina Ludomirowi oddaje, nie pytając ani o jego pochodzenie ani o nazwisko, co nawet powszechny na autorkę ściągnęło zarzut. Ale dla Malwiny dość, że Ludomir dowiódł swej szlachetności czynem, wynosząc z narażeniem życia własnego z palącej się chaty dziecko wieśniacze, więc za ten czyn miała go prawo pokochać. Ten Ludomir też stanowi wyborny pendant do Kniaźnina. W nim autorka również uznawała wysoce szlachetną naturę poety i pozostała wierną jego pamięci.
O wrażeniu, jakie na współczesnych wywarła «Malwina», świadczy Przedewszystkiem jej rozbiór przez męża takiej naukowej, jak Jan Śniadecki, powagi, który choć nie cierpiał romansów, jako fikcyi psujących obyczaje, a przecież utwór ten doczytania własnej synowicy Zofii, późniejszej Balińskiej, zalecił. Nie ukrywa on wcale słabych stron tej powieści, owszem wytyka w niej błędy zarówno w kompozycyi, jak i języku; ale obok tego podnosi jej zalety, ze względu, że jest całkiem narodową, że mówi o familiach, miejscach, zdarzeniach, towarzystwach wyższego rzędu i o obyczajach polskich (Dziennik wileński, luty 1816. List stryja do synowicy). Również wysokie jej znaczenie podniesiono w Pamiętniku, wydawanym przez Feliksa Bentkowskiego, co przy słabo rozwiniętej naówczas krytyce, znaczyło już wiele.
Po wydaniu «Malwiny», ks. Wirtemberska napisała jeszcze 4 powieści ludowe: «Rozynę, czyli
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/123
Ta strona została przepisana.