je wrogie jego usposobienie względem eks-kanclerza rozwiało.
Po tej porażce Zamoyski natychmiast opuścił Warszawę i w tymże czasie objąwszy ordynacyą, osiedłił się na czas dłuższy w Zamościu. Z nim wyjechał i Staszyc, by się oddać wyłącznie swym obowiązkom i w pracy naukowej szukać ukrzepienia dla ducha.
Zdaje się jednak, że pomiędzy temi dwoma sejmami w życiu jego nastąpił przełom stanowczy. W r. 1779 wydał on poemat Ludwika Rasyna: O Religii, którego przekład prozą, »dla przypodobania się — jak powiada — matce« w 15 roku życia rozpoczął. Otóż, w nim, pod dołączonym przekładem wiersza Woltera: O Lizbonie, znajdujemy jego nazwisko z tytułem: kanclerz kapituły szamotulskiej, co dowodziłoby, że przed rokiem 1779 przyjął święcenia kapłańskie. Czy z przekonania? rzecz wielce wątpliwa, skoro w woli matki, przeznaczającej go na księdza, widzi »przesąd i religijne uprzedzenie.» Przecież ją spełnia przez cześć dla jej pamięci.
Przyjęcie jednak święceń nie zapewniało jeszcze stanowiska w hierarchii kościelnej. Otrzymaniu bowiem wyższego beneficyum, któreby odpowiadało jego nauce i zdolnościom, stawało znowu na przeszkodzie urodzenie mieszczańskie. Ale pobyt w Zamościu nastręczał mu sposobność zmycia choć w części tej zakały ze siebie. Ponieważ stanowisko profesora w Akademii miejscowej dawało prawo do prelatur i kanonij przy kolegiacie zamojskiej; należało przeto zdobyć stopień naukowy doktora, a z nim i katedrę, coby już odpychanemu przez wszystkich plebejowi, nawet bez kościelnej hierarchicznej godności, pozwoliło zająć jakiś szczebel w drabinie społecznej. O ten więc stopień naukowy zaczął Staszyc robić starania. Jakoż w kwietniu 1782 r. za podkanclerstwa akademickiego Kochnowskiego, oraz rektoratu Wątróbskiego i dziekaństwa Rydulskiego, po odbyciu kilka dni trwających dysput i wydaniu kilku tysięcy złp. na podejmowanie doktorów Akademii, uzyskał wreszcie stopień doktora obojga praw, co dowodzi, że jak w Paryżu naukom przyrodniczym, tak w Lipsku i Getyndze, poświęcał się naukom prawnym. Zdawałoby się też, że po tej ogniowej próbie akademicy zamojscy szeroko otworzą ramiona, by w swe grono przyjąć tak znakomitą naukową siłę która instytucyi wielkiego kanclerza i hetmana, mogła dodać nowego błasku. Tymczasem nic z tego! Pomimo opróżnionych niektórych katedr, Staszyc nie otrzymuje żadnej. Luminarze akademii wyznaczają mu tylko podrzędne stanowisko profesora języka francuzkiego, zatrzymując jednak drugiego, już pełniącego tę funkcyę, który, rozumie się, trzyma prym w tym duumwiracie, wytworzonym w tym celu, by w jakiś sposób uczynić zadość woli ordynata. Zarówno urodzenie, jak i zasady liberalne uprzedzały przeciw Staszycowi mędrców zamojskich. (Por. ks. Jan Ambroży Wapowski: Anacephaleosis Professorum Academiae Zamosciensis. Warszawa, 1898, 255—256.)
Staszyc też mógł w poemacie rozpoczętym w tym czasie pod tyt.: Ród ludzki, wypowiedzieć te słowa pełne goryczy:
Żaden z zwierzów (sic)nie niszczy własnego plemienia;
Człek tylko nienawidzi swój ród i wytępia.
Ci dzierżą wszystko, drugich od ziemi odpchnięto,
Większej wydziałem części praca i niewolstwo;
A rodzenie się rzuca na nich srom, haniebność...
Tak jedni zawsze dzierżą z potomstwem dziedziczą,
A drudzy zawsze cierpią, z potomstwem nędznieją.
(Ks. I. początek)
Poemat jednak miał dopiero ujrzeć światło dzienne po latach 40-tu; tymczasem niezasłużona wzgarda, jaką na niego urodzenie ściągało, a jeszcze więcej kataklizm, przez jaki naród przeszedł, właśnie z winy tych, którzy sobie do rządzenia nim z urodzenia wyłączne przyznawali prawo, nasuwały mu przedmiot do gorzkich rozmyślań i zaciekań głębokich, które, lubo wypowiedziane chaotycznie w Uwagach nad życiem Jana Zamojskiego, wydanych w r. 1785, bez wymienienia autora i miejsca druku, miały jednak ten skutek, że obudziły sumienie narodu i przygotowały umysły do podjęcia na sejmie czteroletnim reformy. W dziele tym Staszyc zapuszcza sondę krytycyzmu w schorzałe ciało rzplitej głęboko, i wykazując wszystkie w jej organizmie zboczenia, domaga się głosem wielkim radykalnej odmiany: w edukacyi, prawodawstwie, we władzy wykonawczej, sądownictwie, obieraniu królów, wojsku, opodatkowaniu handlu i w. i. instytucyach zmurszałych. Wystąpienie jego cechuje śmiałość, niepodległość myśli i bezwzględność przekonań. Dla magnatów ma tylko wyrazy pogardy i nie do nich, lecz do szlachty zwraca swą mowę, radząc jej, by myślała sama