Tylko, gdy innemu możeby złamał skrzydła na zawsze, dla niego stał się bodźcem do ich rozwinięcia i wzlotu w tak idealne krainy piękna, do jakich się nie wzniósł u nas żaden jeszcze poeta. Odskok też pomiędzy utworami, powstałymi przed wyjściem zamąż Maryli, a utworami chwili obecnej, widoczny. W pierwszych, utrzymywanych w charakterze przedmiotowym, panuje myśl swobodna, niekiedy żartobliwa. Drugie, obok wielkiego mistrzowstwa w wersyfikacyi, są albo czułostkowo-sentymentalne, albo odznaczają się kolorytem posępnym, przybierającym, jak np. w Żeglarzu odcień ponurego tragizmu. Wiadomo, iż utworem tym odpowiedział poeta Filomatom na zarzuty, iż do siebie myśl samobójstwa dopuścił.
Tak więc w bólach serca zranionego głęboko, rósł i potężniał gieniusz poety. Ale zajęcia szkolne, ściągały wciąż jego umysł z wyżyn poezyi do gramatycznych subtelności i drobiazgów, by niemi, jak się wyraził, polerować «twarde łby żmudzkie.» To też wyrwać się z tak ciasnych warunków, było gwałtowną jego ducha potrzebą.
Tymczasem w Wilnie, po zorganizowaniu związku Filaretów, Zan utworzył nowy: Promienistych, których działalność polegała na wspieraniu uboższej młodzieży, oraz przyjmowaniu udziału we wspólnych majówkach, na których Filomaci najłatwiej poznawali charakter i skłonności każdego. Taką właśnie majówkę miano wyprawić w miejscowości Markucie, w drugi dzień Zielonych Świątek i na nią zaproszono Mickiewicza. Chciano na niej wręczyć pierścień pamiątkowy Zanowi, noszącemu teraz przydomek Arcy, i tego miał dokonać poeta. Wręczenie miało charakter nader serdeczny; poczem bawiono się ochoczo. Nikt tylko nie przeczuwał, że to miała być ostatnia filarecka majówka. Na niej Mickiewicz poznał Odyńca, z którym go łączyć miał kilkunastoletni stosunek. Ogólne zaś wrażenie, jakie z niej wyniósł, było tak silne, iż wtedy to, prawdopodobnie napisał Odę do młodości, natchniony zespoleniem serc tylu, ożywionych jednem uczuciem — braterstwa.
Ale też po tej wycieczce tem ciężej w Kownie płynęło mu życie. Ratowały go tylko pozamiejskie spacery, z nadejściem zaś wakacyj dalsze wycieczki do Połągi i Nowogródka, gdzie „nawiedził dom nieboszczki matki,» przerażony tym stanem zniszczenia, jakie w Dziadach później opisał. Stąd dotarł do Płużyn i nad brzegiem Świtezi napisał w d. 12 sierpnia jednę z najpiękniejszych i pod wzgledem architektonicznym najlepiej ułożoną balladę — Świteziankę.
Tymczasem z nadejściem jesieni w położeniu poety nastąpiła odmiana. Podanie, jakby na próbę na ręce rektora Malewskiego, złożone, zrobiło swoje. Kurator nadesłał mu żądany urlop roczny i poeta pośpieszył do Wilna, gdzie trafił na chwilę najwyższego ożywienia pośród młodzieży. Lelewel, który w r. 1819 ustąpił z zajmowanej katedry, nie mogąc się doczekać zatwierdzenia na niej w stopniu profesora zwyczajnego; teraz powracał na nią w tym charakterze wskutek napisanej i przyjętej konkursowej rozprawy i właśnie z początkiem nowego roku 1822 miał swe wykłady rozpocząć. Otóż młodzież zamierzyła nietylko zgromadzić się tłumnie na jego wstępną prelekcyę, ale i uczcić go objawem pełnem znaczenia. Wybrała więc Mickiewicza na tłómacza swych uczuć, a ten napisał ów sławny wiersz: «Do Lelewela,» w którym z głęboką znajomością dziejów, skreślił zadanie historyka i podniósł te wysokie zalety, które ulubieńca młodzieży, jako uczonego zdobiły. Wiersz ten staraniem jej wydany, nabył szerokiego rozgłosu, i zjednał Mickiewiczowi tem większe względy «koronnego historyka,» że się nim mógł słusznie, jako swym uczniem pochlubić.
Pod wpływem też dawnego otoczenia, zwolna w usposobieniu poety zaczęła się dokonywać odmiana na lepsze. W Kownie był niemal odludkiem; obecnie, zachęcony przez Odyńca, zaczął do kilku domów uczęszczać.
Przecież nietylko stosunki towarzyskie zajmowały go w tym czasie. Pojawiające się od r. 1820 przekłady poematów Byrona, lubo dalekie od wiernego odtworzenia piękności oryginału, zachęciły go do bezpośredniego ich poznania i rozpoczęcia nauki języka angielskiego. Prócz tego, dla wydawcy dzieł Trembeckiego, Neumana, dorabiał komentarze do Zofiówki i obmyślał wydanie własnych utworów. To wszakże nie było łatwem. Napróżno Czeczot obchodził księgarzy, aby znaleźć między nimi nakładcę: żaden nie chciał się zająć ich wydaniem. Nie pozostawało, jak prenumeratę ogłosić.
Nim jednak tomik pierwszy wyszedł z pod prasy, przybył do Wilna Puttkamer z Marylą, co stało się dla poety źródłem nowych udręczeń. Miał ujrzeć tę, którą uważał za umarłą dla siebie,
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/231
Ta strona została przepisana.