Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/252

Ta strona została przepisana.

wersytet r. 1820, zaznajomiony przez Frejenda z Zanem, Czeczotem i Domejką, a przez Domejkę z innymi starszymi kolegami: Jeżowskim, Kowalewskim, Malewskim i t. d., obserwowany pierwej co do swojej konduity przez Czeczota, gdy został do tegoż wezwany, oświadczył mu zbieracz pieśni ludowych, pan Jan, że dostąpi przyjęcia do grona Miłośników cnoty czyli «Filaretów». Przyjęcie to nastąpiło 1 listopada t. j. w dzień Wszystkich Świętych 1820 r., który ważnym był i pamiętnym nie tylko dla samego Odyńca, lecz zarazem i dla całego «Grona Błękitnego», raz jako dzień pierwszego zebrania się w roku szkolnym, w którym Odyniec wstąpił do uniwersytetu, a powtóre jako dzień prawie epokowy w dziejach romantyczności. Na tem bowiem zebraniu — po dopełnieniu przyjęcia dwóch młodzieńców, a mianowicie: Antoniego Edwarda Odyńca i Mikołaja Malinowskiego; po publicznem zdaniu sprawy z posiedzeń Gron innych, które się już były otwarły; po przeczytaniu przez Jeżowskiego rozprawy o pożytkach i potrzebie znajomości języków starożytnych i po złożeniu w myśl jej deklaracyi, tak przez samego referenta, jak przez Józefa Kowalewskiego, że w przeciągu całego roku szkolnego, dla ułatwienia swym kolegom nauki łaciny i greczyzny, miewać będą bezpłatnie po dwa razy w tygodniu korepetycye lekcyi Grodka, a dla użytku szkół wydziałowych wydadzą z ułożonemi przez siebie komentarzami wybór pism Horacyusza i Owidyusza, po zobowiązaniu się wreszcie Malinowskiego, że w tenże sposób skomentuje Eneidę Wergiljusza — Czeczot zasiadł na miejscu Jeżowskiego, trzymając w ręku kilka ćwiartek zapisanego papieru.
Był to list, odebrany świężo od Mickiewicza z Kowna, zawierający nowe jego poezye, a mianowicie trzy: «Kurhanek Maryli», «Świteź» i «Świtezianka». Czeczot odczytał je z takiem uczuciem, iż nawet, czytając Kurhanek Maryli, musiał przerwać na chwilę czytanie, aby własne wzruszenie pokonać. Ale jak opisać wrażenie, jakie ogarnęło słuchaczy po przeczytaniu «Świtezianki»? Bez przesady i literalnie powiadam — pisze Odyniec — że bicia serc słychać było, taka cisza i takie wrażenie zapanowało między obecnymi. Każdy dzielił zachwyt bohatera ballady, gdy przed nim «ponad srebrzyste Świtezi błonie dziewicza piękność wytryska», i że się każdy z obecnych młodych klasyków przeniewierzył odrazu uwielbianemu do ostatniej chwili ideałowi poezyi klasyczno-francuskiej, jak on swojej «dziewczynie z pod lasku.» Do owego dnia bowiem, prócz kilku piosnek, śpiewanych na majówkach przez Promienistych, nikt z młodszych nie znał jeszcze innych poezyi Mickiewicza. A i ci nawet ze starszych, najbliżsi przyjaciele, którym on za czasów koleżeństwa dawne swoje utwory czytywał, nic znali właśnie najnowszych, które pisał, będąc już w Kownie nauczycielem szkół tamtejszych.
W pierwszym roku pobytu swojego w uniwersytecie wileńskim miody Odyniec nie miał jeszcze stosunków towarzyskich poza gronem Błękitnem i murami Almae Matris, z wyjątkiem domu profesora Szpitznagla, gdzie go jak syna kochano. W tymże jednak domu poznał całe grono niewiast wykształconych i dystyngowanych, jak pani Salomea Becu z domu Januszewska, primo voto Słowacka, matka Juliusza, i dwie jej pasierbice: Aleksandra i Hersylia, oraz dwie córki Jędrzeja Śniadeckiego: Zofia Balińska i młodsza jej siostra Ludwika. Stawszy się codziennym gościem w ich domu, w obcowaniu w ich towarzystwie, w ciągu lat kilku, odniósł pod każdym względem wielką korzyść moralną i aż do końca życia z czcią i wdzięcznością o nich wspominał. Panna Hersylia (opowiada pan Antoni) oduczała go od komplementów i uniesień w rozmowie, a panna Aleksandra szczególniejszą baczność zwracała na ułożenie i zachowywanie się jego w salonie, a nawet i na toaletę niekiedy.
W tym to okresie — jak się wyraża Adam Pług — etycznego i estetycznego kształcenia się młodego poety, przypadł też najważniejszy moment w jego życiu, który stał się punktem wyjścia dla całej jego działalności literackiej. Momentem tym było pierwsze spotkanie się jego z Adamem Mickiewiczem w maju r. 1821, drugiego dnia Zielonych Świątek. Dzień ten był przeznaczony na wielką fetę filarecką, podczas której miano ofiarować Zanowi, w dowód czci, miłości i wdzięczności Gron wszystkich, złoty pierścień z napisem: «Przyjaźń zasłudze», a doręczycielem tego daru miał być Mickiewicz, który umyślnie na tę uroczystość przyrzekł przyjechać z Kowna. O czwartej po południu wszyscy już zebrani byli za miastem w górach pod Markuciami, uczta przygotowana, brakło jedynie Mickiewicza, na którego Malewski oczekiwał na poczcie, aby go pro-