(1786 r.) odwiedził siostrę, księżniczkę Maryę, od niedawna z najnieszczęśliwszego wyboru poślubioną księciu Wirtemberskiemu, objechał Niemcy, poznał osobiście najcelniejsze ich umysły: Herdera, Wielanda, Goethego. Po dwóch leciech, zawieziony przez matkę do Paryża, w gościnę do ciotki, marszałkowej Lubomirskiej, spotkał się tam z człowiekiem niemałego wpływu na późniejsze własne i kraju losy, a mianowicie z księdzem Piatolim. Wtedy też po raz pierwszy tknął się roboty politycznej, głównego swego w przyszłości powołania. Następne dwa lata w Anglii spędzone (w kraju nie obcym Familii, skąd niegdyś stolnikowi litewskiemu przyszła niefortunna Wiliamsa protekcya), liczne w towarzystwie Londynu i Edymburga nawiązane stosunki utrwaliły w księciu Adamie szacunek i ufność dla tego państwa, ważny w następstwie czynnik jego pojęć i działań politycznych, niezawsze pomyślny i niejednokrotnie omylny, bo jednostronny a przez doświadczenia późniejsze znacznie zobojętniony i sprostowany. Rosnące raptownie sejmu Czteroletniego wypadki młodego podróżnika sprowadziły z powrotem do kraju, gdzie utworzył. własny szwadron, w dywizyi małopolskiej, sam mianowany ordynansem do boku jej dowódzcy, a swego szwagra, księcia Ludwika Wirtemberskiego.
Od maja 1792 roku w randze podpułkownika przedniej szarży uczestniczył w kampanii Litewskiej; świadek porażki pod Mirem, odwrotu na Grodno, brał udział w wielu drobniejszych potyczkach, aż do ostatniej pod Grannem, gdzie krzyż Virtuti Militari sobie zasłużył (lipiec). Po przystąpieniu króla do Targowicy do dymisyi się podał (sierpień). Wówczas to nadeszła stanowcza chwila w jego młodem życiu. Dla poratowania skonfiskowanych dóbr rodzicielskich wypadło mu z młodszym bratem Konstantym jechać do Petersburga.
W lutym 1795 roku przybył do Grodna, gdzie zabawił aż do kwietnia, serdecznie przyjęty od księcia Repnina, który tymczasem swemi wpływami przyjazne gotował przyjęcie w stolicy młodym książętom. Opatrzeni w jego polecenia, prowadzeni przez życzliwe rady jego siostrzeńca, Kurakina, radzili sobie, jak mogli, na śliskich posadzkach petersburskich (od maja 1795 r); zaliczeni do gwardyi, łaskawie na audyencyi powitani od cesarzowcj Katarzyny, niebawem mieli sobie wydany ukaz nadańczy, powracający na ich imię, nie rodziców, zabrane majątki w liczbie czterdziestu kilku tysięcy dusz chłopskich, jedynie z wyjątkiem starostw: Latyczowskiego i Krzemienieckiego (20 sierpnia). Tak minął rok cały na petersburskim bruku. Wtem z wiosną 1796 r. zaszedł wypadek przełomowego znaczenia dla całej przyszłości księcia Adama Czartoryskiego.
Był on swego czasu przedstawiony najstarszemu wnukowi cesarzowej, Wielkiemu Księciu Aleksandrowi Pawłowiczowi, od którego zawsze doznawał łaskawego obejścia, nie mając zresztą sposobności ani poznać, ani zejść się z nim bliżej. Pewnego razu Wielki Książę, spotkawszy Adama Czartoryskiego przypadkiem, kazał mu stawić się oznaczonego dnia i godziny w pałacu Taurydzkim, gdzie przemieszkiwał z młodą małżonką, Wielką Księżną Elżbietą. «Od tego dnia i rozmowy — powiada w pamiętnikach swych książę Adam Czartoryski — rozpoczęło się moje serdeczne oddanie się Wielkiemu Księciu, mogę powiedzieć, że się rozpoczęła przyjaźń nasza, jej pobudki i cały szereg szczęsnych i nieszczęsnych wypadków, których łańcuch trwa dotąd i przez długie lata da się spostrzegać.
Rozmowa trwała godzin trzy. Wielki Książę powiedział mi, że moje i brata postępowanie nasze poddanie się trybowi życia, który dla nas najnieprzyjemniejszym być musiał, spokój i obojętność zjednały nam jego szacunek i zaufanie, że miał sympatyę dla uczuć naszych, odgadywał je, podziwiał i twierdził, że czuł potrzebę odkrycia nam swojego rzeczywistego sposobu myślenia; że nie mógł znieść tej myśli, iż moglibyśmy sądzić inaczej, niż na to istotnie zasługiwał. Powiedział mi wtenczas, że najlepsze nosi życzenia w duszy dla Polski. Przebiegając podczas tej rozmowy wzdłuż i wpoprzek ogród Taurydzki, spotkaliśmy kilka razy Wielką Księżnę. Powiedział mi, że żona była powiernicą jego myśli, że ona jedna znała i podzielała jego uczucia, że oprócz niej, ja byłem pierwszą i jedyną osobą, której mówił o tem, że mogę więc pojąć, jak to rozkosznie mieć kogoś, z kim można mówić otwarcie z zaufaniem zupełnem.
Rozmowę tę przerwały wtedy słowa przyjaźni z jego, a zadziwienia i wdzięczności z mojej strony, obok zapewnień zupełnego poświęcenia.
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/297
Ta strona została przepisana.