Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/309

Ta strona została przepisana.

antykwaryusze i handlarze książek, którym odwzajemniał się wszelako nie raz, górując nad nimi znawstwem niepospolitem, z którem się mierzyć nie mogli. W taki sposób wywiózł z Warszawy skarby nadzwyczaj bogate, których publikowanie na czas późniejszy odkładał.
W tym czasie objął w dziale rodzinnym obszerne dobra Kórnickie, które, nie będąc rolnikiem zawodowym, w rozumny i pewny zarząd oddał, a sam przebywał po większej części w Poznaniu, pracami naukowemi zajęty.
Stosunki ówczesne nie były jeszcze tak nieznośne i dokuczliwe, jak za późniejszych czasów Flotwella i jego podrzędnych kreatur urzędniczych, nie było jeszcze tego rasowego rozdziału towarzyskiego. Książę Antoni Radziwiłł, namiestnik królewski, przyjmował u siebie zarówno polaków, jak i niemców i przyczynił się przeto do wzajemnego znoszenia się z sobą obu narodowości; wprawdzie stosunki te nie odznaczały się serdecznością, jak między ludźmi jednego rodu lub szczepu, wszakże były przynajmniej oparte na wzajemnym szacunku, poszanowaniu prawa i przyzwoitości towarzyskiej. Działyński przypominał później często owe czasy przyzwoitego życia i uczciwych stosunków z niemcami, godnymi szacunku i poważania, z którymi, jak np. z Willzenem i Brandtem zachował i nadal bliższe stosunki; nie mając zasadniczo nienawiści w sercu, życzliwy bez róźnicy pochodzenia dla wszystkich, otwarty i prawy, szanował i kochał ludzi uczciwych, a od niegodnych szacunku karyerowiczów i kreatur rządowych ze wstrętem się odwracał. Dla narodu niemieckiego, jakim go w owych czasach poznał, miał szanunek i rzeczywistą sympatyę, duchowo z całym światem niemieckich uczonych zaznajomiony; wszakże prusaków, co prawda, całem sercem i duszą nie lubił, a w duchu, przekonaniu i w dążnościach swoich nawet do Słowiańszczyzny się przechylając, na zasadach szczepowego braterstwa marzenia możliwej przyszłości budował.
Brzemienna w następstwa burza wojenna 1830 roku zelektryzowała całe społeczeństwo Wielkopolskie. Działyński, z największym pośpiechem uregulował swoje stosunki; z ciężkiem sercem sprzedał hr. Raczyńskiemu niektóre z najkosztowniejszych manuskryptów za kilka tysięcy talarów, aby mieć gotówkę i uzbrojony w dobre pistolety, puścił się cwałem z Poznania tego samego wieczora i przemocą przedarł się przez pruskie kordony, zostawiwszy opatrzenie rannego żandarma pruskiego i potrzebne na to fundusze towarzyszącemu sobie w tej podróży d-rowi Marcinkowskiemu, i stawił się pierwszy w Warszawie. Wstąpił jako prosty ułan do formującego się szwadronu poznańskiego, ale wkrótce awansował i był zamianowany adjutantem przy generale Skrzyneckim, a odznaczając się w kampanii męstwem wzorowem, uzyskał zaszczytną oznakę «pro virtute militari» i rangę majora.
Po ukończeniu tego krwawego dramatu, musiał uchodzić z kraju.
Z czasów tej podróży przypominał często z wdzięcznością i rozrzewnieniem szlachetne przyjęcie i braterską sympatyę, jakich doznawał w ówczesnem społeczeństwie niemieckiem i w świecie urzędniczym nawet, w którym uczucie sprawiedliwości i szlachetna idea braterstwa ludów żyły jeszcze niepokalane.
Majątek Działyńskiego obłożony został sekwestrem, a on sam dopiero po dziewięciu latach uzyskał pozwolenie wrócenia do kraju i objął w posiadanie zwrócone dobra.
Powróciwszy do domowego ogniska, przejął się przekazanym mu w dziedzictwie przez przodków obowiązkiem zajęcia się zagonem rodzinnym, tem rzeczywistem uosobieniem kraju, i podtrzymania jego duchowego rozwoju, kultury i oświaty publicznej.
Od tej chwili, mniej więcej od roku 1840, rozwija się w jednolitym obrazie pracowity żywot wzorowego obywatela i mędrca, jednego z ostatnich rzeczywistych magnatów i mecenasów polskich, którym się cześć ojczystego wspomnienia należy. Wspaniały, w gotyckim stylu, na gruzach prastarej siedziby Górków wzniesiony zamek wiekopomnym pozostanie pomnikiem zachodów i pracy niezmordowanej rzeczywistego znawcy i estetyka, który w każdem podjętem przez siebie zadaniu ducha swojego wcielał, głębszą myślą powodowany.
Rzeczywisty ten magnat polski magnacką tutaj utworzył rezydencyę.
Zamek kórnicki wedle intencyi mistrza dwudziestokilkoletnią pracą i zachodami wznosił się i wyrastał na rezydencyę narodową, na bibliotekę polską i skarbnicę ojczystą, która pod strażą dziedziczną Działyńskich narodową instytucyą być miała.