Ile razy piszemy lub mówimy o młodzieńczych latach Mickiewicza, zawsze spotykamy się z nazwiskiem człowieka, którego ze czcią wspominać musimy, a tym człowiekiem jest — Tomasz Zan.
Zasługi czysto literackie Zana bardzo niewielkie: kilka ballad, które miały poprzedzić Świteź i Ucieczkę Mickiewicza, kilka piosenek okolicznościowych — oto wszystko, co znamy z jego utworów; bogata zaś jego spuścizna pośmiertna dotychczas nie ukazała się na światło dzienne. A pomimo to ten człowiek o duszy stalowej tak ważną odegrał rolę w dziejach naszej umysłowości, że imię jego zawsze pozostanie pamiętnem.
Bo też nie piórem oddziaływał on na społeczeństwo, ale żywem słowem i czynem, życiem przykładnem i nieposzlakowanem, niezwykłym hartem duszy i niepospolitą energia, oraz tem czemś co trudno daje się ująć w słowa, ale co odczuwa się, gdy się zbliżamy do człowieka wyższego duchem i charakterem i mimo naszej wiedzy i woli ulegamy jego wpływowi.
Imię Tomasza Zana znanem jest naszemu myślącemu ogółowi nietylko z przyjaźni, jaka go lączyła z wielkim naszym poeta, jak to się nieraz dzieje z umyslami i charakterami względnie pospolitemi, co świecą światłem pożyczanem. Nasz Arcy-promienisty własnym blaskiem przyświeca; przeciwnie nawet, nie ulega wątpliwości, że jeżeli podziwiamy w życiu Mickiewicza wielkość charakteru, to przyczynił się do tego w znacznej mierze Zan, pod którego wplywem Gustaw, szalony kochanek Maryli, wyrastał na pelnego potegi duchowej Konrada.