zbrojna potęga pruska już sięgała po upatrzoną zdobycz, Wielkopolskę, oraz po upragnione od dawna klucze miasta Gdańska. Fiszer cichy, uważny postanowił na własną rękę choć tylko skromny porucznik zbadać wartość obronną jedynego portu Rzeczypospolitej. Jesienią tegoż roku wybrał się za urlopem do Gdańska. Trafił do rajców, do oficerów artyleryi miasta. Obejrzał starannie fortyfikacye i arsenał. Wszystko znalazł w najlepszym stanie. Z młodymi gdańszczanami pił i bratał się, wylewał łzy w teatrze gdańskim, dokąd go zaprowadzili na «Kabale und Liebe». Jego dusza zamknięta i sentymentalna polaka z krwi niemieckiej, czuła się dobrze w poważnem, starem mieście polsko-niemieckiem. Dobre to jeszcze było miasto, które dzisiaj jest klejnotem Niemieckiego Cesarstwa, a powinno było stanowić klejnot Rzeczypospolitej. Ci młodzi gdańszczanie, z którymi przyjaźnił się Fiszer, ci ludzie z nazwiskami na us, ożywieni byli jak najlepszym duchem, doskonale pamiętali dobrodziejstwa i przywileje Rzeczypospolitej, łaski króla Zygmunta, pobyt króla Stanisława i kule działowe Münnicha, nadewszystko zaś pamiętali chciwą, żelazną, duszącą ich handel i dobrobyt rękę wielkiego Fryderyka. Cóż z tego, kiedy o nich na długo zapomniano, kiedy teraz bronić ich nie było komu, kiedy sam naturalny ich obrońca stał bezbronny naprzeciw własnej zguby. Tutaj też w Gdańsku, za krótkiego swego pobytu, uproszony przez świeżych swoich przyjaciół, wstąpił Fiszer do miejscowej loży wolnomularskiej. Po powrocie do Warszawy zastał nowe odmiany, nową dyzlokacyę armii koronnej, obliczoną na większe jeszcze jej rozproszenie. Sam przeniesiony do dywizyi drugiej z kwaterą główną w Pyzdrach już w stopniu kapitana objął obowiązki adjutanta przy dowodzącym naczelnie tą dywizyą, generał-poruczniku Byszewskim. Stary, siedemdziesięcioletni Byszewski, figura pospolita, generał od salonowych i przedpokojowych awansów, pamiętający jeszcze czasy saskie, kreatura Stanisława Augusta, dworak i pasorzyt w szlifach, amator polowania i dobrej kuchni, lichy żołnierz, tym właśnie zaletom zawdzięczał zaufanie Targowicy. Na szczęście w kwaterze głównej znalazł Fiszer niebawem innego, a godnego jak Kościuszko opiekuna i kierownika. Przybył tu w styczniu 1793 r. były rotmistrz służby saskiej, od niedawna na własne żądanie przeniesiony do polskiej, vicebrygadyer Henryk Dąbrowski. Obaj, Dąbrowski i Fiszer, wnet zbliżyli się i poznali na sobie. Razem czytywali Szyllera, razem radzili nad sposobami uratowania kraju. Obadwaj oni stanowili rzadkie, nauczające przykłady najpiękniejszego naturalnego doboru, jaki zdolne są wytworzyć na bogatej swojskiej glebie przeszczepione najpiękniejsze cechy kulturalne, nie drapieżcze krwi sąsiedzkiej. Ale już w tej chwili nie kultura, lecz bagnet niemiecki wchodził do Rzeczypospolitej: spełniło się przewidywane, nieodzowne nieszczęście z końcem stycznia. Prusacy z liczną armią przekroczyli granice i wtargnęli do Wielkopolski. Wysłany Fiszer do Poznania, stąd przebrany za felczera, przedostał się za kordon, dotarł aż do Frankfurtu nad Odrą z niebezpieczeństwem życia, pierwszy zrekognoskował dokładnie siły, pozycye i etapy wkraczających już prusaków. Naciskana przez przemagającą armię pruską feldmarszałka Moellendorfa, szczupła dywizya wielkopolska pośpiesznym krokiem cofnęła się za Bzurę i Pilicę aż do Łowicza. Najgorsze było, że nie miano amunicyi, ani artyleryi, która zawczasu zaraz po objęciu władzy przez ostrożną Targowicę, zabrana była do arsenału warszawskiego. Tymczasem groziło zupełne otoczenie przez prusaków, a potem przymusowe wcielenie całej dywizyi do armii pruskiej. W tem rozpaczliwem położeniu śmiałą myśl powziął Dąbrowski, przerzucić się forsownym marszem pod Warszawę, zająć arsenał, zaopatrzyć się w działa, ściągnąć kilkutysięczny garnizon warszawski, uderzyć na prusaków i przerznąć się do Gdańska. Tutaj zaś, wedle relacyi Fiszera, można było trzymać się długo, a w każdym razie dyktować prusakom warunki. Ale Byszewski wystraszony nic nie chciał brać na swoją odpowiedzialność. Wtedy Fiszer podjął się jechać z Łowicza do Warszawy, przedstawić rzecz królowi i, co główna, porozumieć się z oficerami całej załogi stołecznej. Z tymi łatwa była sprawa. Wszyscy na ręce Fiszera złożyli natychmiast przysięgę działać łącznie z dywizyą wielkopolską, podług planu Dąbrowskiego. Natomiast Stanisław August i generałowie Gorzeński i Ożarowski dwuznacznemi słowy zbywali Fiszera, a jednocześnie o wszystkiem ostrzegli ambasadora von Sieversa i generała Igelströma. Fiszer zdradzony wrócił z niczem do Grodziska, dokąd tymczasem
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/335
Ta strona została przepisana.