ciem delikatności koleżeńskiej wspierał niezamożnych towarzyszy i nawet założył i uorganizował w gronie koleżeńskiem «Towarzystwo bratniej pomocy uczniów gimnazyalnych,» które przez ojca popierane i ręką jego kierowane, stało się dobrodziejstwem społecznem i zapowiedzią przyszłego kierunku pracy i myśli żywotnej Jana.
Zamiłowany w naukach oddawał się im z zapałem, a przejęty przykładem ojca, zawczasu rozumiał i dzielił całem sercem kierunek pracy jego duchowej, światła dla siebie, światła dla społeczeństwa i dla kraju swojego szukając.
Po ukończeniu nauk gimnazyalnych i złożeniu świetnego egzaminu dojrzałości studyował nauki wyższe przez lat kilka na uniwersytecie berlińskim, poświęcając się prawu, naukom przyrodniczym i matematyce. Po kilku latach przeniósł się do Paryża, gdzie z podwójnym zapałem oddawał się już wyłącznie naukom matematycznym, balistyce i inżynieryi, w której okazywał zdolności niepospolite.
W roku 1856 zaślubiwszy księżniczkę łzę Czartoryską, córkę księcia Adama, powrócił do kraju, do służby i pracy obywatelskiej, oświatą i dobrobytem ludu, a także pracą naukową wyłącznie zajęty. Zjednał sobie niebawem i schwycił za serce całe społeczeństwo wielkopolskie, gorącem i prawem sercem, powagą słowa i czynu zwracając na siebie uwagę powszechną. Wkrótce przeniósł się na stałe mieszkanie do Paryża. Tutaj widzimy Jana Działyńskiego w najdonioślejszej epoce samoistnej pracy duchowej; na każdem stanowisku umiał on stosownie i pożytecznie zaznaczyć odpowiedni zakres działania.
Działyński nie należał do żadnego stronnictwa, krom czci dla ojców; arystokratycznej urodzenia nie hołdował idei, przyjmując li tylko spuściznę prastarej cnoty i dobrze zrozumianych obowiązków rodowych, do obecnej epoki zastosowanych. W zasadach i przekonaniach swoich był liberalny, ale nie na modłę dzisiejszej abstrakcyi nowoczesnych teoretyków; był liberalnym prawdziwie, w rzeczywistości, w duchu chrześciańskim i polskim.
Po nad wszystkie stronnictwa górując, a potępiając waśnie i namiętności chwilowe, w każdym uznawał brata, braterskie serce mu otwierając bezstronnie i z pobłażaniem. To też pobyt w Paryżu staje się najpiękniejszą kartą jego żywota. Skupiwszy około siebie ludzi myślących i wykształconych, wytknął sobie od razu pole działania, które też było epoką najpożyteczniejszej, a najwięcej natężonej jego czynności. Zaraz na wstępie zwrócił uwagę na założone tam «Towarzystwo pomocy naukowej,» któremu przewodniczył podówczas Aleksander Chodźko.
Zadaniem Towarzystwa było nietylko wspieranie uczącej się młodzieży, lecz i pielęgnowanie nauk i umiejętności. Działyński do tego Towarzystwa przystąpił niebawem, a stanąwszy poraz pierwszy w gronie rodaków i wyraziwszy uznanie swoje dla podjętej pracy, odezwał się z uczuciem do przedstawicieli tej instytucyi: «Działanie Towarzystwa naukowej pomocy i szeroka jego organizacya bardzo mi się podobają. Każdy służy narodowi tem, co mu Pan Bóg dał. Mnie dał dobre chęci i majątek. Chcę niemi służyć wspólnie z wami pracując. Bierzcie jedno i drugie, jeżeli uważacie, że pożyteczne będą dla Towarzystwa.» Z wdzięcznością przyjęto ofiarę, Wkrótce po złożeniu urzędu przez Chodźkę Działyński został prezesem Towarzystwa, które pod jego kierunkiem i opieką rozwinęło się świetnie. Działalność Towarzystwa coraz szersze i poważniejsze przybierała rozmiary, rozbudziła życie umysłowe, dając mu uorganizowany, pożyteczny i światły kierunek. Zaprowadzono naukowe odczyty i publiczne zgromadzenia literackie, podnosząc wszystkie działy umiejętności ścisłej, literatury i sztuki pięknej, Pod natchnieniem takiego inicyatora wywiązała się w dalszym ciągu stała «Komisya matematyczna,» która zorganizowana oddzielnie, przybrała nazwę: «Towarzystwa nauk ścisłych,» Towarzystwo to nadspodziewanie się rozwinęło i przybrało wkrótce znaczenie pierwszorzędnej instytucyi naukowej, zapisanej w historyi oświaty polskiej wiekopomną zasługą.
Wspaniały rozwój tego Towarzystwa, jego tak liczne i tak bogate wydawnictwa, są wyłaczną Działyńskiego zasługą. Ludzi pracy, światłych i zdolnych talentów nie zabrakło pomiędzy polakami w Paryżu, ale praca naukowa bez zachęty i bez pomocy w walce życia o chleb powszedni jest niemożliwa. Zrozumiał to Działyński, a podejmując swoje zadanie, umiał wyszukać i zgromadzić ludzi kompetentnych, umiał zachęcić ich do pracy, ofiarując im nietylko sowite honorarya, ale zapewniając nakłady dla prac podjętych.
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/376
Ta strona została przepisana.