my to w przeważnej części ofiarności i poświęceniu Działyńskiego, który nie słowem, lecz czynem służył sprawie publicznej
I w Imię Boże stał u wyłomu
W rodzinnej ziemi i rodzinnym domu.
Wśród pracy niezmordowanej dla wielkiej idei, której życie poświęcił, z nadwątlonem zdrowiem, ale duchem niezachwianym stał on na stanowisku pod dziedziczną bander czci i sławy rodowej; umarł nagle padając na posterunku w podwojach narodowej biblioteki Kórnickiej w chwili, gdy w przedsionku zamkowym jałmużnę rozdawał ubogim.
Przedsionek ten zamku Kórnickiego, nazwany przez hr. Tytusa «Babińcem,» przeznaczony był na przyjęcie ubogich, którzy po pomoc, radę i dobre słowo garnęli się tu gromadnie. Była to rzeczywista przystań ubogich i nieszczęśliwych, nad którymi czuwało serce ojca i syna z kolei, a gospodarzył w niej duch anioła opiekuńczego w osobie matki Jana, hr, Celestyny Działyńskiej, której wspomnienie legendową w społeczeństwie naszem pozostanie pamiątką, modlitwą ubogich i nieszczęśliwych opromienioną.
Dnia 31 marca 1880 roku, wchodząc do tego «Babińca,» w którym oczekiwali nań okoliczni włościanie, rady i nauki potrzebujący, i całe grono ubogich i chorych. łaknących pociechy i zapomogi; witając ich serdecznie imieniem Chrystusowem, z groszem jałmużny w ręku dla żebraka przygotowanym, upadł na ziemię, rażony atakiem paralitycznym: Odniesiono go do zamku, zwołano lekarzy, ale ani pomoc medyków, ani troskliwe pielęgnowanie matki i żony nie mogły mu zachować życia: zgasł na gnieździe rodzinnem ostatni z rodu Działyńskich.
Prastarym obyczajem łamano nad grobem rodzinnym pierścień, miecz i tarczę rodową, ale duch jego żyje nieśmiertelnem wspomnieniem we czci i sławie ojczystej!