dziś je zrozumieć (o odczuciu przez ogół mowy prawie być już nie może), potrzeba rozwiać mgłę przeszłości, zmysłami wszystkiemi w niej utonąć i powiedzieć z Petrarką:
Tem powietrzem żył i oddychał Zaleski.
Urodzony we wsi Bohatyrce nad Sobem, który większemi zakrętami przez równiny stepowe przepływa, jasnem okiem ku podaniowej mogile Soroki spogląda, ociera się o Kalnik, sławny swym pułkiem za czasów Chmielniczeńki, dowodzonym przez rycerskiego Bohuna, — Zaleski wokół siebie miał żywą historyę czasów bohaterskich; otaczały go pamiątki i wspomnienia, do snu kołysały pieśni, takie od dzisiejszych odmienne, a co kazek do uszu pacholęcia wpadło, jakie ślady na wraźliwej duszy dziecka wyryły one, mówią o tem długie dzieje jego twórczości, to ukochanie tego zakątka ziemi, który stawiał nad wszystko i przedewszystkiem, a choć z wielką całością go łączył, wyolbrzymiał go tak jednak w marzeniach swoich, że całość malała, nikła, rozpływała się niemal w stepach szerokich Ukrainy kozackiej. Wspominając nieraz o tej «jedynej między narody,» jakby się lękał przeniewierstwa dla dawnej miłości i dodawał, wraz:
Tęsknię odkupić W pieśniach dawne winy,
Ale w głos zawżdy Matki Ukrainy.
Podkreśliliśmy ten wyraz — matki.
Rodzice Bohdana Zaleskiego nie narzekali na błogosławieństwo boże, jeżeli błogosławieństwem nazwać można rojowisko dzieci, jakiemi nieba szczodrze ich obdarzyły.
Przysłowie powiada, że Pan Bóg, dając dzieci, daje i na dzieci.
Nie wszystkie przysłowia są mądrością narodów, a przytoczone wyżej najmniej zdaje się ma prawo do tego. Ojcu Bohdana, Wawrzyńcowi, dopóki z nim troski i kłopoty wychowania dzieciarni dzieliła jego małżonka, Marya Bukatówna, z Mołdawii rodem, działo się jako tako, ale gdy Pan Bóg ją odwołał do świata lepszego, zatrudno mu już było samemu dać rady z tem mrowiem, poumieszczał więc dzieci u krewnych, a sam na Litwę się przeniósł, zaledwie listownie dowiadując się o nie.
Śmierć matki i choroba, jaką wtedy dotknięty został mały Bohdanek, skutkiem której oddany był opiece starego znachora, zda się, zdecydowały o jego przyszłej twórczości poetyckiej, a co najmniej wyryły na niej to znamię tak odrębne i szczególne, tak niepodobne do cech, jakiemi się odznaczali jego rówiennicy po pieśni. Przecie twórcą tak zwanej «Szkoły ukraińskiej» był nie kto inny, jeno Bohdan. Przypisywano wprawdzie przodownictwo w tej szkole Antoniemu Malczewskiemu, jako autorowi «Maryi,» pierwszej powieści ukraińskiej, ale po bliższem rozpatrzeniu się w tym poemacie uczucia, owianym prześliczną mgłą sentymentalizmu — twierdzenie powyższe upaść samo przez się musi, a na czoło wysunąć się Bohdan Zaleski, jako pierwszy i najcharakterystyczniejszy przedstawiciel tej szkoły. «Marya» o tyle jest ukraińską, o ile wypadki w niej przedstawione na Ukrainie się odgrywają. Lecz nicby ze swojego charakteru nie straciła, gdyby je przenieść na piaski mazowieckie lub w bory litewskie. Nie widzimy tam ludu, nie słyszymy nic o wierzeniach i zabobonach jego; ani jedno podanie, ani jedna nuta rozwiewnej piosnki małoruskiej nie przypomina nam czasów tej starej hołdownicy baszów, śpichrza Rzeczypospolitej, a może i głównej przyczyny jej grobu. Nawet opis przyrody jest pobieżnie traktowany, a już nie wspomnimy o formie poematu, o jego rytmice, która w niczem nie przypomina owej rytmiki, właściwej dumom i pieśniom ukraińskim. Malczewski nie znał Ukrainy, nie znał jej przynajmniej tak dobrze, jak Bohdan; w kurnej nie przemieszkiwał chacie, nie błądził po jarach i czaharach, po stepach i wertepach; z żórawianem nie rozmawiał stadem, nie dał się oplątywać zaczarowanemu kołu rusałek. A Bohdan lata dziecinne przepędził w chacie znachora Zuja, gdzie go rodzic umieścił, by chorowite ciałko «paniątka» nabrało sił, jagody rumieńców, duch krzepkości, a umysł sokolego lotu.
To umieszczenie dziecka u znachora, jako lekarza, charakteryzuje doskonale ludzi ówczesnych. Czy warzeniem ziół i szeptaniem pomógł słabowitemu paniczowi Zuj stary — wierzyć lub nie wierzyć można, ale najlepszym lekarzem był step. powietrze kryształowe, woda Dnieprowa i słońce złote a ciepłe.
Mały Bohdanek, bawiąc się z psem, zaraził się. Dostał choroby skórnej, która trapiła dzieciaka i słaby niszczyła organizm. Może byli, a może nie było doktorów wówczas; wierzono, nie