saskich, Studya historyczne i literackie i t. d. Oprócz prac wydanych, pozostawił Bartoszewicz ogrom notatek. kreślonych pismem nadzwyczaj nieczytelnem na małych kartkach, które tylko sam, gdyby żył dłużej, mógłby spożytkować.
W przekonaniach swoich Bartoszewicz był gorliwym katolikiem, twierdząc, że każdy prawdziwie dobry katolik musi naśladować Chrystusa w miłości bliźnich, maluczkich i ubogich bez względu na to, do jakich należą klas społecznych, Był więc nieprzyjacielem wszelkiej kastowości i przywileju, że tak powiemy, był katolickim demokratą w całem tego słowa znaczeniu. Nader chętnie pomimo ogromu pracy przyjmował u siebie uczącą się młodzież, której zachęt, rad i wskazówek naukowych nigdy nie szczędził. Młodzież otaczała go też niezwykłą czcią i uznaniem, Starszych ludzi wtedy tylko chętnie widział u siebie, kiedy przybywali w interesie nauki, po rady, wskazówki i wyjaśnienia. Sam czysty i szlachetny jak kryształ, lubił tylko podawać rękę ludziom równie zacnym i zbliżonych przekonań. Dla innych bywał szorstkim, błędów ich nie umiał pobłażać i przebaczać, pyszałków lub przesadnie ugrzecznionych nie cierpiał, chwiejnym nierad rękę podawał, ostrą prawdę ciskał w oczy, opozycyi w ludziach niedouczonych nie znosił, przywłaszczających tytuły unikał i nie lubił. Stąd obok wielu przyjaciół miał również wielu niechętnych dla siebie, jeżeli nieraz uderzał szorstkością pióra, to jednak nie kierowały nim nigdy zawziętość ani nienawiść, ale tylko silne przekonanie, uniesienie gorące i oburzenie na czyjś fałszywy pogląd, brak zasad i t. d. Niesłychana sumienność Bartoszewicza w badaniach sprawiała, że nie umiał przebaczać innym najmniejszych pomyłek i półsądów.
Pracownik ukuty prawdziwie ze stali, w pracy dla ziomków poświęcony bezgranicznie, nie znal żadnych w życiu codziennem rozrywek, nie wyjeżdżał prawie nigdy za rogatki Warszawy. Dopiero gdy na zdrowiu począł mocniej szwankować, dał się namówić dwa razy do dalszych wycieczek na Podlasie. Tam to w jeżewie pod Tykocinem u przyjaciół swoich przepędził porę wakacyjną w r. 1868 i 1869, ale znalazłszy na miejscu obszerne archiwum historyczne, czas letni przepędzał także na pracy wśród papierów. W roku 1870 rozwijająca się choroba nerkowa nie pozwoliła mu już pojechać na lato do Jeżewa, co z żalem w listach swoich wspominał. Zmarł w dniu 5 listopada tegoż roku, a kilkonasto-tysięczny tłum inteligencyi warszawskiej odprowadził zwłoki jego na Powązki. Żył za krótko dla badań przeszłości, za wiele dla cierpień, jakie w życiu przenosił.