zwrócił się do myśli o dywersyi: podjął rzuconą jeszcze w marcu przez Chrzanowskiego ideę wyprawy przeciw gwardyom rosyjskim, rozkwaterowanym w okolicach Łomży i Ostrołęki. Dywersya ta, w razie zupełnego powodzenia, mogłaby zmusić Diebitscha do ustąpienia z granic Królestwa Polskiego.
Skrzynecki, który o sprawności bojowej gwardyi rosyjskiej miał bardzo fałszywe wyobrażenie, uważał zwycięstwo nad nią za łatwe i dość chętnie przyjął już dawniej w zasadzie przez siebie aprobowany projekt. Ale go spaczył od pierwszej chwili wykonania. Opanowany manią bezpieczeństwa, chciał zapewnić się przeciw możliwości ruchu flankowego Diebitscha i w tym celu rozstawił wzdłuż Bugu pod dowództwem Łubieńskiego całą dywizyę piechoty i całą dywizyę jazdy. Oczywiście odłączenie tego korpusu osłabiło bardzo dotkliwie i całkiem bezużytecznie siły, przeznaczone do atakowania gwardyi. Wreszcie przez opieszałość ruchów nie doścignął gwardyi, wobec czego Prądzyński już 19 maja doradzał odwrót. Ale powolny, ociężały umysł Skrzyneckiego nie łatwo dawał się odciągnąć od raz powziętych zamiarów. Wód naczelny zacietrzewił się w pościgu za gwardyą i gnał za nią aż do Tykocina, gdzie stanął dopiero 22 maja, w czasie gdy Diebitsch był już za Bugiem, w pobliżu jego linii odwrotu. Rezultatem tego była straszliwa klęska pod Ostrołęką.
Bitwy pod Ostrołęką można było zupełnie uniknąć, gdyby się rozpoczęło odwrót bodaj o jeden dzień wcześniej; można ją było wygrać, gdyby się ją prowadziło z zimną krwią i rozważnie, podług mądrego planu Prądzyńskiego. Ale Skrzynecki tu po raz jedyny w swojem życiu utracił przytomność.
I gdy się zważy całość charakteru nieszczęśliwego wodza, nie wyda się to tak bardzo dziwnem; ta straszna chwila, której się tak bardzo obawiał, nastała; bitwa generalna z całą potężną armią Diebitscha, bitwa, której myśl odpychał od siebie tak uporczywie, stała się nieuniknioną. Skrzynecki, sam równie powolny w myśli jak i w ruchach, nie przypuszczał w innych ani szybkiej decyzyi, ani szybkich manewrów. Pomimo doniesień Łubieńskiego, zrana fatalnego dnia 26 maja nie wyobrażał sobie jeszcze, że następuje na niego cała potęga Diebitscha, wzmożona częściami korpusu gwardyi. Już kiedy Łubieński był odparty do Ostrołęki, kiedy chluba armii polskiej, przesławny 4-ty pułk liniowy prawie w całym swoim składzie legł na ulicach płonącego miasta, kiedy Turski rozpoczął kanonadę przeciw przeprawionej przez Narew brygadzie Martynowa, nie wierzył przekonywającemu go o groźnej rzeczywistości Prądzyńskiemu. Przybywszy wreszcie na pole bitwy, ujrzał tę rzeczywistość w całej grozie i z jego zdrętwiałego umysłu uciekły wszystkie myśli oprócz tej jednej: oto nadeszła chwila stanowcza, rozstrzygająca o losach wojny i kraju, chwila, której niedopuszczenie stanowiło dotychczas główny przedmiot jego wszystkich usiłowań. Ta straszna świadomość napełniła go takiem przerażeniem, że, jak za sprawą czarów, opuściły go jego zwykła zimna krew, rozwaga i sprawność taktyczna. Zamiast, jak mu to doradzał Prądzyński, i jak to on sam czynił pod Dobrem, wyzyskać warunki topograficzne i skoncentrować przeciw przeprawiającemu się po jednym nietęgim moście nieprzyjacielowi całą artyleryę, a piechotę i jazdę trzymać w odwodzie, aby ich groźne masy rzucić naprzód w stanowczej chwili, zaczął bić głową o mur i w szeregu zupełnie bezowocnych, a straszliwie drogo kosztujących, ataków na bagnety rozbijał brygadę po brygadzie o przeprawione już wojska rosyjskie. Ataki te uniemożliwiły artyleryi polskiej ostrzeliwanie przeprawy i uczyniły powodzenie rosyan zależnem tylko od ich wytrwałości i męstwa, na których im nigdy nie zbywało. Wódz naczelny rozumiał tylko jedno: fatalną stanowczość chwili — i widział przed sobą tylko jeden cel: odparcie rosyan napowrót za rzekę. «Małachowski naprzód, Rybiński naprzód, wszyscy naprzód!» wołał grzmiącym głosem, przelatując konno przed szeregami. Poszedł sam naprzód, prowadząc już o zmroku osobiście jeden z ostatnich ataków. Daremnie! Rezultatem tej rozpaczliwej, a żadną przewodnią ideą nie rozświeconej walki była tylko utrata trzeciej części armii, a rozstrój i demoralizacya reszty.
Skąd taka zmiana? Dlaczego Skrzynecki pod Ostrołęką był tak niepodobnym do Skrzyneckiego pod Dobrem? Dlatego, że pod Dobrem działał na cudzą, a pod Ostrołęką na własną odpowiedzialność. Umysł jego wystarczał na to, aby dobrze wykonać przepisany mu przez jego wodza, chociażby niełatwy manewr, ale zamałym był na to, aby w pełnej grozy chwili, kiedy los całej
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/449
Ta strona została skorygowana.