Jedno nam jeszcze dorzucić wypada do rysu jego życia i działania, słówko o jego kaznodziejstwie. Gdyby go porównać z polskimi współczesnymi kaznodziejami — wszystkich przewyższa co do wiedzy, siły wymowy, a zwłaszcza co do płodności. Siła jego była przedewszystkiem w gruntownej znajomości Pisma św., Ojców Kościoła, teologii i wszechstronnem wykształceniu i oczytaniu. Porównywać ks. Goliana nie można do żadnego z naszych kaznodziei, on do żadnego niepodobny, żaden mu niedorówna. Naśladowało go niegdyś wielu, ale to zewnętrzne naśladownictwo było raczej niezręczne i śmieszne. Najwięcej podobieństwa zachodzi między nim, a św. Chryzostomem. Jeden i drugi mówca świetny, potężny, płodny, często za wysoki, zawsze podziwiany, ale nie zawsze dość pojęty, zrozumiany od słuchaczy.
W kaznodziejstwie ks. Goliana możnaby trzy różne epoki oznaczyć; pierwsza od wyświęcenia do 1860 roku, to okres jego młodzieńczy; dużo tu pięknych kwiatów nauki, teoryi, pełno tu polotu poetycznego i uczuć rzewnych, ale mówca nie posiada jeszcze dosyć praktyki, choć obraca się w świecie, ale za różowo patrząc na wszystko, nie spostrzega ciemnych stron, nie zna poprostu świata i nie dość świadom potrzeb życia, zachwyca i upaja wdziękiem młodzieńczego zapału, ale nie wstrząsa, nie leczy ran społeczeństwa.
Drugi okres jego kaznodziejstwa rozpoczyna się od roku 1860. Aktualność cechą jego. Nie było sprawy głośniejszej w kościele, kraju lub mieście, którejby nie powołał przed trybunał wiary i Kościoła. Stał się niejako sumieniem narodu, sumieniem, karcącem każdy wybryk i występek, stróżem czujnym, przewidującym i ostrzegającym o każdem niebezpieczeństwie. Choć sam niepoparty przez nikogo, wyśmiewany, czerniony i potępiony, dotrwał jednak na stanowisku Jeremiaszowem. W kazaniach jego ówczesnych przebija się ta nieustanna odwaga i zapał, przechodzący nieraz granice, a przytem wielka znajomość świata, serca, ujemnych stron i słabostek ludzkich, ale w sądach może nieraz było za mało pobłażliwości i wyrozumienia; jest w nim gorliwość apostoła, ale niekiedy może za porywcza. Forma jego kazań w tym czasie o wiele stała się doskonalszą pod względem krasomówczym, dowodzenie rzeczy bardziej ścisłe, porządek myśli wzorowy. Przytem głos jeszcze metaliczny, akcya żywa, styl jędrny i potoczysty — wszystko to sprawiało, że go słuchano z zachwytem, uznawano w nim mówcę, choć zasad jego nie podzielano. Jabym nazwał ten okres najwyższym rozwojem jego talentu.
Daty rozpoczęcia trzeciego okresu oznaczyć niepodobna. Przypada on na ostatnie lata jego pobytu w Krakowie i trwa przez przeciąg pasterstwa w Wieliczce. Zmiana w tem się ujawniła, że znikła ta surowość i bezwzględność, z jaką dotąd piętnował każdy krok, przeciwny wierze lub moralności w naszem społeczeństwie. Mniej było u niego polityki na ambonie, więcej nauki Chrystusowej, mniej sarkazmu, więcej uczucia głębokiego, wiele rozumu, ale więcej daleko serca.
To też ten okres ostatni przedstawia się jako prawdziwa dojrzałość jego serca, jako szczyt wykształcenia mówcy chrześcijańskiego. Dla ścisłości bibliograficznej dodajemy, że ks. Golian, oprócz prac wspomnianych w środku artykułu, redagował pismo «Tygodnik soborowy,» pismo, zawierające sprawozdania z posiedzeń soborowych. Pisywał do krakowskiego «Czasu» i do «Przeglądu katolickiego» wychodzącego w Warszawie. Napisał też studyum estetyczno-religijne pod tytułem Sztuka wobec Ewangelii. Przełożył na język polski kilka pieśni z «Boskiej Komedyi» i kilka dzieł o. Ventury. Obok tego pozostawił wiele innych jeszcze mniejszego znaczenia prac, które wylicza Estreicher (Bibliogr., t. II i zesz, dodat., 1873).