Francyi i powszechnej sytuacyi europejskiej, które miały opłakanym sposobem odbić się na losie całej sprawy legionowej. Bonaparte powrócił z Egiptu; ustanowiwszy Konsulat, dokonano zbliżenia się pomiędzy Francyą a Rosyą, pacyfikowano koalicyę, a zarazem postanowiono koniec i zgubę legionów. Uprzedzony zawczasu o tych fatalnych odmianach Wielhorski zawczasu podał się do dymisyi, unikając tym sposobem smutnego losu jabłonowskiego i nieszczęśliwych legionistów, wyprawionych niebawem na pewną śmierć do San-Domingo, «gdzie pieprz rośnie.» Za przykładem wielu innych towarzyszy, pomyślał o powrocie do kraju. Uzyskawszy odpowiednie pozwolenie od rządu pruskiego, wrócił w 1802 r. do Warszawy. Przypomniał się tutaj ks. Józefowi Poniatowskiemu, zawarł z nim bliższą przyjaźń, która następnie zacieśnić się miała w czasie Księstwa warszawskiego. Wszakże w Warszawie, pod rządami pruskiemi niewiele miał Wielhorski do roboty. Bawił się, hulał wraz z wesołem towarzystwem pod Blachą, nie znajdując przecie dla siebie ani właściwego zajęcia, ani nawet podstawy materyalnej. Dłuższy czas przebywał w Galicyi, Wstąpiwszy do służby wojskowej Księstwa warszawskiego, niemałą czynność rozwinął podczas kampanii galicyjskiej 1809 roku. Schorowany, cierpiący od niejednej starej rany, nie nadawał się do czynnej służby frontowej; lecz wielkie jego doświadczenie organizacyjne wysunęło go wkrótce na czoło administracyi wojskowej Księstwa. Mianowany radzcą stanu i dyrektorem żywności w ministeryum wojny, ciesząc się zupełnem zaufaniem ministra wojny i wodza naczelnego, ks. Józefa, duże na tem stanowisku oddawał usługi. Od połowy 1811 roku, t.j. od wyjazdu ks. Józefa do Paryża, kiedy już wojna z Rosyą okazała się nieuniknioną, a na ks. Józefa tem samem spadały przedewszystkiem wieloliczne obowiązki naczelnego wodza, Wielhorski faktycznie pełnił czynności ministra wojny, od roku zaś 1812 z chwilą wyjazdu ks. Poniatowskiego z Warszawy z wielką armią, pełnił te czynności z urzędu w charakterze zastępcy ministra wojny. Przez cały przeciąg 1812 roku z niezmordowaną energią kierował z Warszawy wyczerpującą robotą organizacyjną w najrozmaitszych a jednakowo naglących sprawach, około dopełnienia kadrów wojska szybko topiejących, około wypraw partyzanckich na Wołyniu, koło ochrony samego Księstwa od napadów partyzanckich i t. p. Co się tycze w szczególnosci wyprawy wołyńskiej w 1812 roku, wiadomy jest jej przebieg i koniec niefortunny, lecz odpowiedzialność za jej niepowodzeme w części tylko spaść może na Wielhorskiego. Zrobił on, co mógł: skoncentrował gwardye narodowe departamentu krakowskiego, radomskiego, płockiego, warszawskiego, lubelskiego i siedleckiego pod dowództwem generała Kosińskiego, swojego niegdyś kolegi z Mantui; zarazem głosował za powierzeniem misyi politycznej na Wołyniu swojemu osobistemu przyjacielowi i towarzyszowi broni z powstania 1794 r. Ludwikowi Kropińskiemu, wybór nie był szczęśliwym; Kropiński jak był lichym poetą, tak był również lichym organizatorem. O tyle też, o ile niezdarnego i dość zresztą dwuznacznego Kropińskiego postawił na czele tak ważnego przedsięwzięcia, Wielhorski jest poniekąd odpowiedzialnym za nieudanie się wyprawy wołyńskiej. Ale wogóle wątpić należy, azali najsprawniejszy nawet człowiek wysłany na Wołyń, byłby zdolen cośkolwiek tam pożytecznego uskutecznić. Przedsięwzięcie chybionem było w zasadzie, skoro nie opierało się na zorganizowanej sile zbrojnej krajowej, na znaczniejszej liczbie regularnej armii Księstwa warszawskiego, którą tędy, mianowicie na Wołyń należało skierować, zamiast północną stroną pośrodku wielkiej armii popychać na Moskwę. Taką też była pierwotna myśl i księcia Józefa i Wielhorskiego, niewykonana przecie skutkiem przeciwnej intencyi samego Napoleona. Ostatecznie też niepowodzenie wyprawy wołyńskiej okazuje się przedewszystkiem jednym z częściowych skutków całego chybionego w zasadzie planu kampanii cesarza. Tymczasem w miarę posuwania się naprzód wyprawy moskiewskiej, w miarę coraz wyraźniejszych skutków wynikającej na wschodzie niebywałej klęski, coraz trudniejszem stawało się położenie Warszawy i coraz trudniejszą działalność przebywającego w niej Wielhorskiego. Z jego raportów, składanych warszawskiej Radzie ministrów, przekonać się można, iż on zawczasu trzeźwo zdawał sobie sprawę z rozmiarów klęski i rozpaczliwego stanu spraw krajowych, że atoli aż do końca nie upadał na duchu i nie słabnął w robocie. Od połowy grudnia 1812 roku miał zresztą znowu przy sobie ks. Józefa, który tymczasem wrócił do Warszawy. Zabrano się energicznie do skompletowania, a raczej do stworzenia nanowo armii Księstwa warszawskie1go
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/485
Ta strona została przepisana.