Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/504

Ta strona została przepisana.

nadesłał mu w ładnej kopercie jako ofiarę grosz z dopiskiem: «Jaki cel, taka ofiara». To jednak ciągłe borykanie się z niedostatkiem materyalnym nie zraziło zacnego kapłana, a chociaż niekiedy przychodziły chwile zwątpienia i pesymizmu, wszakże znikały szybko i znów wracała dawna energia, podsycana wielką miłością upośledzonych dzieci i poczuciem ważności podjętej pracy.
Utworzywszy oddział dla dziewcząt głuchoniemych, ks. Falkowski wyszukał bardzo zdolną dozorczynię w osobie p. Maryanny Pers, która swe obowiązki pełniła aż do r. 1852 z wielkiem poświęceniem się i gorliwością, a nabywszy praktycznych wiadomości, została potem i nauczycielką w zakładzie, gdzie uczyli oprócz samego rektora wybierani przez niego nauczyciele, z których najzdolniejszymi byli: fizyolog dr. Siestrzyński i ksiądz Firsiukowski, pomocnik i prawa ręka ks. rektora. Jest to niewątpliwie jedna z większych zasług jego, że umiał on dobierać nauczycieli zdolnych, wykształconych gruntownie i potrafił przelać w nich swą miłość do uciążliwego zawodu i zachęcić do ciągłych studyów w zakresie ich specyalności; dlatego też ci pierwsi wychowawcy, którzy zyskali nawet pewien rozgłos w literaturze pedagogicznej, nie zasklepili się w swej rutynie, jak to bardzo często się zdarza, lecz wciąż szli naprzód z postępem nauki, przyswajając sobie nowe jej zdobycze i temsamem ciągle się doskonaląc w swoim zawodzie.
Co do sposobu nauczania, należy zauważyć, że z początku przed wyjazdem do Wiednia, podczas praktyki swej nad Gąsowskim ksiądz Falkowski przyszedł do wniosku, jak to widzieliśmy, iż najlepszą jest metoda niemiecka głosowa, polegająca na powolnem i wyraźnem wymawianiu dźwięków i zmuszaniu ucznia do ich powtarzania; później atoli pod wpływem nauczycieli Instytutu wiedeńskiego, zwolenników francuskiej metody migowej l’Epée’go, polegającej na użyciu alfabetu palcowego i mowy piśmiennej, zmienił częściowo swój system dotychczasowy i za podstawę nauczania głuchoniemych przyjął migi, stosując wymawianie tylko w niektórych razach z uczniami zdolniejszymi. Oprócz samej nauki piśmiennej ks. Falkowski, chcąc każdemu z wychowańców dać jakiś fach w ręce, by ułatwić mu w przyszłości sposób zarobkowania, wprowadził naukę rozmaitych rzemiosł i zajęć ręcznych, a więc: tkactwo, szewctwo, krawiectwo, ślusarstwo, stolarstwo, introligatorstwo, a także snycerstwo, rzeźbiarstwo i malarstwo; dziewczęta uczyły się robót kobiecych, gospodarstwa i tkactwa. Oceniając takie zasługi i pracę niezmordowaną zacnego kapłana, warszawskie Towarzystwo przyjaciół nauk w r. 1819 zaliczyło go w poczet członków swoich i ofiarowało mu wielki medal złoty z napisem z jednej strony łacińskim, z drugiej — greckim.
Gdy liczba wychowańców stale wzrastała, a z tego powodu dotychczasowe mieszkanie w pałacu Kazimierowskim było już za szczupłe, Instytut przeniesiono do domu pp. Wizytek na Krakowskiem-przedmieściu; atoli i tam były liczne niedogodności, które zmusiły księdza Falkowskiego rozpocząć starania około wzniesienia specyalnego gmachu dla zakładu. Podniesiony w r. 1822 etat Instytutu do 38,000 zł. (a w kilka lat potem do 44,000), wyasygnowana przez rząd jednorazowo suma w ilości 18,000 rub., wreszcie znaczne ofiary, przez kilku ludzi dobrej woli złożone (Staszyca, Edwarda Lubomirskiego, założyciela Instytutu oftalmicznego, i Berka Sonnenberga), pozwoliły zamiar ks. Falkowskiego urzeczywistnić. W r. 1826 dnia 26-go kwietnia położono kamień węgielny pod budowę istniejącego obecnie gmachu Instytutu głuchoniemych przy placu Ś-go Aleksandra. W tem miejscu ks. Falkowski wskutek braku dostatecznych funduszów wzniósł tylko korpus frontowy, oficyny zaś wybudował dopiero trzeci z kolei rektor Instytutu ks. I. Szczygielski, który jednocześnie otworzył nowy nie istniejący do tego czasu oddział ociemniałych (w r. 1842).
Zostawszy proboszczem i administratorem nowopowstałej parafii Ś-go Aleksandra, ks. Falkowski resztek sił swych nie szczędził, by módz obok zajęć dawniejszych zadość uczynić nowym obowiązkom. Czuł jednak, że przy nawale pracy nie może im podołać; kilkakrotnie więc podawał prośbę o dymisyę, atoli na razie bezskutecznie; nakoniec w r. 1831 siódmą z kolei prośbę ówczesny minister oświecenia Lelewel uwzględnił, zamianowawszy na jego miejsce rektorem Instytutu nauczyciela zakładu Wawrzyńca Wysockiego. Od tej pory do r. 1837 ks. Falkowski, pozostając proboszczem parafii Ś-go Aleksandra, mieszkał w gmachu zakładu i w razie potrzeby zastępował tylko nauczycieli. W r. 1837 wyjechał do Sejn, gdzie był spowiednikiem i towarzyszem wi-