to, że tem, co ich do polemiki przeciw metafizyce Heglowskiej pobudza, jest jakaś prawość, jakaś, rzec można, uczciwość myślenia. Metafizycy niemieccy, poczynając od Fichtego, zapuściwszy się na drogę spekulacyi, zatracili już zupełnie poczucie rzeczywistości. Systemy ich były robione, że tak powiem, bez żadnego względu na świat otaczający. Niektóre z nich były konsekwentne, spójne i wewnętrznie poprawne. Ale, aby przejść od nich do świata otaczającego, do rzeczywistości, trzeba było uczynić olbrzymi skok. Ani jaźń transscendentna Fichtego, ani subjekt-objekt Schellinga, ani idea absolutna Hegla nie mogły być i faktycznie nie były przez nikogo pojmowane jako zasady, mające objaśniać coś rzeczywistego. Filozofia oderwała się zupełnie od rzeczywistości i zaciekła się w tworzeniu nader kunsztownych konstrukcyj umysłowych, wysilając się na to, aby konstrukcye te były konsekwentne, jednolite, oryginalne i «głębokie,» Doszło w ten sposób do tego, że co innego jest świat, a co innego przedmiot metafizyki.
Taki stan rzeczy przez pewien czas zadawalniał niemców, ale nigdy nie czynił zadość dążeniom i wymaganiom mniej potężnych, ale bardziej szczerych i prawych umysłów polskich. Metafizycy polscy na chwilę nie rozstawali się z myślą, że celem ich istnienia i racyą bytu jest zrozumienie i wytłómaczenie świata rzeczywistego. To energiczne, zdecydowane dążenie do rzeczywistości, ta obawa przed oderwaniem się od niej stanowi cechę może najcharakterystyczniejszą polskiej filozofii spekulacyjnej, a zarazem łącznik pomiędzy nią a wcześniejszemi i późniejszemi od niej kierunkami myśli polskiej, Ciekawą tu lest okoliczność, że jedna i taż sama cecha stanowi zarazem i wadę, i zaletę spekulacyi polskiej. Spekulacya ta stoi od niemieckiej o tyle niżej, że jest od niej, zwłaszcza u Libelta, znacznie dowolniejszą. Pragnąc zdetronizować rozum, jako władzę, zdolną do poznawania tylko abstrakcyi, Libelt nie rozumiał, że to nie stanowiłoby jeszcze zasadniczego przeciw metafizyce niemieckiej zarzutu, bo w samej rzeczy innego celu, jak poznawanie abstrakcyi nauka nie ma i mieć nie może. Sama, bezpośrednia rzeczywistość nie jest przedmiotem poznania naukowego. Ale, jeżeli nauka nie ma być złudzeniem, w takim razie to, co lej właściwy przedmiot stanowi, winno być w samej rzeczy poprawną abstrakcyą od rzeczywistości, nie zaś czemś zupełnie od niej niezależnem. Grzechem śmiertelnym metafizyki niemieckiej było nie to, że jej przedmioty były abstrakcyami, ale to właśnie, że nie były poprawnemi abstrakcyami, jeno urojeniami. Chcąc więc uczynić z wyobraźni naczelną władzę poznawczą, Libelt stanął niżej od Hegla i jego zwolenników, bo mylnie wyznaczył przedmiot poznania naukowego i wprowadził do nauki większą dowolność.
Ale z drugiej strony ten sam błąd świadczy o jego pewnej i to niemałej wyższości nad Heglem i Heglistami. System, który dąży do poznania rzeczywistości nie przez abstrakcye od niej, lecz bezpośrednio, błądzi, ale jest poważniejszym od takiego, który z rzeczywistością zrywa zupełnie. Podczas gdy oświecona publiczność niemiecka systemom swoich metafizyków mogła przyznać tylko pomysłowość i kunsztowność budowy oraz poprawność dyalektyczną, publiczność polska ma prawo i obowiązek uczcić w swoich metafizykach ogromny wysiłek duchowy, skierowany ku zrozumieniu i objaśnieniu tego, co jest, świata rzeczywistego. To też metafizycy polscy, z wyjątkiem może Trentowskiego, nigdy nie zniżyli się do akrobatyki dyalektycznej i nigdy nie utracili ani styczności ze światem rzeczywistym, ani jedności z duchem swego narodu.
W Kwestyi żywotnej filozofii jest jeszcze jedna rzecz nader charakterystyczna i dowodząca ścisłej łączności wewnętrznej naszej spekulacyi metafizycznej z naszą poezyą romantyczną. Jak poetyka romantyczna za źródło poezyi, tak Libelt za źródło poznania filozoficznego uznaje lud, — nie naród, ale lud. Ludowe podania, ludowe wierzenia i ludowe poglądy na świat są podług niego skarbnicą, w której się zawierają pierwiastki prawdziwego, opartego na wyobraźni poznania wszech rzeczy. Oburzył się bardzo przeciw takiemu poglądowi Trentowski, który o tym przedmiocie napisał osobną broszurę, ale Libelt pozostał przy swojem.
Wypadki r. 1846 wtrąciły Libelta do więzienia, w którem pozostał aż do początku r. 1848 i w którem napisał piękne studyum Dziewica Orleańska (poznań 1847). Po swojem uwolnieniu oddał się bardzo czynnie życiu politycznemu. Objął redakcyę «Dziennika polskiego,» został członkiem komitetu polskiego w Berlinie, następnie na kongresie słowiańskim w Pradze przewodniczył sekcyi polskiej, wreszcie został deputowanym do
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/514
Ta strona została przepisana.