Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/122

Ta strona została przepisana.

Dopełniwszy tego zadania, oczekiwał w Sączu na święcenie kapłańskie i te otrzymał z rąk ks. biskupa Marcelego Gutkowskiego w Lwowie w 1843 roku. Uroczystość święceń przyspieszono ze względu na zdrowie matki, chcąc pobożnej matronie przynieść przed zgonem pociechę, aby z rąk syna kapłana otrzymała ostatnie błogosławieństwo i namaszczenie.
Ta myśl była ostatniem natchnieniem a niemal życzeniem Antoniewicza i, niestety, życzeniem niespełnionem. Bóg i tej pociechy odmówił kapłanowi, chcąc aby do dna wychylił kielich goryczy. Sędziwa matka umarła, nie doczekawszy się święceń ukochanego syna.
W roku 1845 występuje na widownią młody kapłan, i swemi kazaniami zwraca na siebie uwagę całego społeczeństwa polskiego. Krasomówczy talent natchnionego kaznodziei, słusznie zdobył mu miano nowego Skargi wieku XIX-go. W roku 1846, kiedy zagrzmiała burza dziejowa, wtedy pod sztandarem Krzyża na polu walki, odzywa się pieśń wzniosła a śpiewa ją zbłąkanemu ludowi nieustraszony bohater tej żałobnej kroniki, ks. Karol Antoniewicz.
Już w 1845 r. kazania i missye publiczne ks. Antoniewicza o wstrzemięźliwości, jego wystąpienie przeciwko nałogowi pijaństwa i ogólnemu rozprzężeniu w Galicyi, było stanowczym krokiem na drodze jego posłannictwa. Wymową złotoustego Skargi odezwał się głos natchnionego kapłana i odrazu trafił do serca moralnie upadłych słuchaczy, zwróciły się jak do ojca serca tłumów i ks. Antoniewicz na wdzięczną, choć zaniedbaną rolę rzucał ziarno zbawienia.
Była to chwila okrutnego upadku pewnej cząstki narodu, a któż z nas nie zna tej smutnej karty dziejów naszych? Rozpowszechnione w Galicyi pijaństwo, a wskutek niego nędza i upadek moralny, stały si najdotkliwszemi z plag tego nieszczęśliwego kraju. Lud tamtejszy pozbawiony wszelkiej moralnej opieki pozostawiony na pastwę propinatorów żydów, zatracił ludzkie szlachetniejsze uczucia.
Administracya kraju i stosunki społeczne były podówczas prawdziwie opłakane, a powtarzające się nieomal rok rocznie powodzie i nieurodzaje, sprowadzały na kraj straszna klęskę głodu i chorób najrozmaitszych. W takich warunkach zastał ks. Antoniewicz wskazane mu przez Opatrzność pole działania.
Z tej epoki kazania i inne prace jego pozostaną w literaturze naszej ludowej, jednym z najpoważniejszych i najpiękniejszych jej zabytków. Wymowa zaś kaznodziejska, proste, poetyczne a wzniosłe myśli stawiają ks. Antoniewicza w rzędzie najpoważniejszych prozaików polskich. Missye galicyjskie owego czasu były niejako prologiem wspaniałym jego działania apostolskiego.
Podczas burzy dziejowej, rozgrywającej się w obwodach ziemi sandeckiej, bocheńskiej i tarnowskiej, na zgliszczach domów zbezczeszczonych kościołów, kędy lała się krew strumieniem i walały się trupy niepogrzebane, owe chwile były jedną z najboleśniejszych stacyi drogi Krzyżowej ks. Antoniewicza. Do rozbestwionych widokiem krwi i rozszalałych zuchwalstwem chłopów nikt nie miał odwagi przemówić, bo nawet pozostali przy życiu kapłani opuścili swe zbłąkane owieczki. Do tego wielkiego dzieła właściwie przeznaczył i powołał Bóg wyjątkowe serce i rycerskiego ducha ks. Karola Antoniewicza. On pierwszy, choć najmłodszy z kapłanów Zgromadzenia, okazał gotowość prawdopodobnego męczeństwa. W towarzystwie kilku braci zakonnych, młody kapłan wkroczył w krwią i łzami zalane dzielnice, z nadzieją że lud rozbestwiony na wszelkie zbrodnie, do skruchy i żalu powoła. I oto, według słów Wójcickiego, tłum zbójecki, zagrzany trunkiem i roznamiętniony mordem, kamieniem i przekleństwem przyjął odważnego kaplana, i zaledwie niektórzy w ponurem milczeniu słuchali jego słów. Ale wkrótce cudowną potęgą swej wymowy ks. Antoniewicz wydobył z tych serc zakamieniałych uczucie wstydu, do łez i żalu doprowadziwszy morderców. Kamienne serca poruszyły się, coraz większe tłumy zbiegały się słuchać słów kapłana, niezmordowanie głoszącego słowo Boże nawróconemu ludowi. Była to praca nadludzka, często gorliwy kapłan nie miał czasu na spożycie choćby najnędzniejszego posiłku, sypiał zaledwie po kilka godzin, gdzie i jak się dało, bo coraz bardziej zwartym kołem otaczał go lud, dopraszając się spowiedzi, chrztu i ostatniego namaszczenia. A wtedy na świeżo zbitej trumnie czy na omszałym kamieniu siadając, pełnił swą służbę kapłana. Oprócz tego potrafił ks. Antoniewicz wynaleźć chwilę czasu na