bistością Soplicy; w Mieszaninach zrzucił kontusz i wystąpił w nowem przebraniu: w mundurze marszałka, w płaszczu hiszpańskim i w białej konfederatce: tak bowiem według relacyi J. I. Kraszewskiego, występował na wszystkich uroczystościach w Żytomierzu za czasów swego urzędowania.
To trojakie przybranie było jakby usymbolizowaniem jego przekonań i dążności.
Soplica, obudzając w społeczeństwie umiłowanie przeszłości, wskrzeszonej nie poważnym rylcem historyi i obarczonej surowym jej wyrokiem, ale którą sam odtwarza z całym pietyzmem z własnych wspomnień, jako działacz lub naoczny świadek, apotezując to, co ona za rzecz godną potępienia uznała; Soplica, mówię, przygotować miał umysły do tego, co w Mieszaninach wypowiedział Bejła. Poglądy jednego i drugiego są indentyczne zupełnie, tylko przez ostatniego podane w zabarwieniu De Maistre’a. Słowem, Rzewuski zgotował wszystkim niespodziankę, a szczególniej krytykowi, który podziwiał w nim: wyrzeczenie się dla sztuki własnych poglądów.
W r. 1843 wyszedł tom II Mieszanin i dopełnił miary zniechęcenia. Przeciwnicy jednak Rzewuskiego nie mogli narazie zamanifestować oburzenia jawnie, z tej prostej przyczyny, że naówczas pism peryodycznych było w kraju niewiele. Upłynęło też dużo wody, nim opozycya zdołała skupić swe siły. Jeden z pierwszych strzałów padł z Athenaeum, w którem hr. Gustaw Olizar przedstawil Bejłę, jako dotkniętego pomieszaniem umysłu. Dowcip był cięty i bez świadomej intencyi autora głębszą prawdę wyrażał. Rzewuski nie zwaryowal, ale jego wystąpienie było rzeczywiście pewnego rodzaju zboczeniem umysłowem, wynikłem wskutek odziedziczonej po przodkach tradycyi, którą był opętany, a którą społeczeństwo odpychało ze wstrętem. Wreszcie walkę podjęły pisma poznańskie, lwowskie, warszawskie, a w pierwszym rzędzie Biblioteka, odpierając jego paradoksy gruntownie.
Rzewuski jednak, opanowawszy redakcyę Tygodnika petersburskiego, i wytworzywszy z Michałem Grabowskim, ks. Ignacym Hołowińskim, Leopoldem (Eleonorą) Sztymerem (Bomba) i samym redaktorem Przecławskim rodzaj quinqueviratu, nie wiele sobie robił z opozycyi; owszem, lekceważąc ją, rąbał na wszystkie strony w piśmie, które, wychodząc kilka razy na tydzień, wywierało, zwłaszcza na umysły w guberniach zachodnich, wpływ o wiele doraźniejszy, niż Athenaeum, pojawiające się raz na dwa miesiące i to w odstępach nieregularnych. Ale też najdotkliwsze ciosy jego redaktora spotkały. Kraszewski bowiem, ulegając zawsze pierwszemu wrażeniu, popełnił tę nieoględność, iż, przeczytawszy pobieżnie w rękopiśmie tom I Mieszanin, umieścił o nich w Tygodniku petersburskim nader pochlebny artykuł, jako o dziele pierwszorzędnego znaczenia. Gdy więc po jego wyjściu, opinia przeciw nim się zwróciła, znalazł się w połozeniu bardzo drażliwem, zwłaszcza, iż Rzewuski, uważając go za sprzymierzeńca, zażądał, by w jego obronie, podobnie, jak oddany mu całą duszą Grabowski, w Athenaeum wystąpił. Tymczasem Kraszewski teraz, bez narażenia się na zupełną utratę popularności, uczynić tego nie mógł. Nic dziwnego przeto, i, poczytany za odstępcę, ściągnął na głowę swą gromy, które wciąż z Tygodnika spadały.
Zadufany też w zdobytą pozycyę Rzewuski mimo rosnącej przeciw sobie niechęci, wystąpił z nowym utworem w dzienniku petersburskim. Był to Listopad, romans historyczny z drugiej połowy XVIII wieku, który z łamów Tygodnika, ukazał się niebawem w osobnej edycyi w 3 tomach (Petersburg, 1845).
W przedmowie autor zapewnia, iż w Listopadzie »wystawił dwie cywilizacye, walczące z sobą u nas od końca pierwszej połowy zeszłego wieku (XVIII), a z których jedna drugą wywłaszczyła«. O tem możnaby dużo powiedzieć. To pewna, iż ta, co uległa, nie musiała posiadać w sobie dosyć siły żywotnej Autor nadto zapewnia, iż wobec obydwóch pragnął stanowisko przedmiotowe zachować. »W obu stronach — powiada zachowałem równą szlachetność uczuć i postępowania... Żadną obłudą kunsztu nie chciałem popierać zasad, do których czuje się skłonnym: zwolennicy wiary są pełni ducha poświęcenia; ci, co wyłącznie rozumowi ludzkiemu przyznają kierunek społeczeństwa, z niczem się nie omijają z prawidłami honoru«.
Czy autor obietnicy dotrzymał, to się później okaże; w każdym razie, pomiędzy obiema cywilizacyami, uosobionemi w dwóch braciach Strawińskich: Michale i Ludwiku, po mistrzowsku przeciągnął parallelę i obie, odpowiednio do swych celów, scharakteryzował dość trafnie. Po jednej stronie bezwzględna wiara, uczciwość i moralność skrupuli-
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/133
Ta strona została przepisana.