mistyfikacyj możnaby wykazać więcej i właśnie mówią one przeciw tym, którzy mu odmawiają pomysłowości i fantazyi. To też bez względu na to pogwalcanie faktów i paradoksalne teorye, należy przyznać Rzewuskiemu zasługę stworzenia historycznego romansu. Nietylko dał w nim prawdziwy pod względem ducha i barw, obraz społeczeństwa z końca XVIII wieku, w tych granicach, w jakich jego historyczność pojmował, ale i co do formy poszedł drogą sobie właściwą. Nie trzeba bowiem zapominać, że to był czas, gdy Michał Grabowski wygłaszał teoryą, iż romans historyczny tylko w formie walterskotycznej jest możliwy i według niej napisał Stannicę, która jest Wawerleyem, przeniesionym na step Ukraiński. W Listopadzie walterskotyzacyi niema nawet i śladu. Rzewuski co do osnowy narodowy, w układzie jej i formie jest prawie klasycznym: taka w nim trzeźwość, symetryczność i porządek w przeprowadzeniu szczegółów. A jak on tę formę urozmaicić umie! Obok przeważnie użytego toku opowiadania, prowadzi rzecz i w listach i w dyalogu jakby w rzeczywistym dramacie. Dodajmy do tego umiejętnie zaplątany węzeł intrygi, budzącej wzrastające wciąż zaciekawienie, ogromne oczytanie, rozum, o ile nie paradoksalny, wytrawny; dowcip zarówno na odlew — szlachecki, jak i pełen francuskiej, salonowej finezyi, a zrozumiemy tę niezwykłą poczytność utworu, przy niepopularności samego autora. To powodzenie zapewne samego Rzewuskiego zdziwiło. Ale wobec niego nabrał pewności siebie, uwierzył, że jest z bożej łaski powołany na historycznego romanso-pisarza i sięgnął do epoki, od której go z górą półtrzecia oddzielało stuleci. Napisał Zamek krakowski, romans z wieku XVI i naraz spadł z tego piedestału, na który go wyniósł Listopad. Rzecz była prosta: Rzewuski nie poświęcał się nigdy studyom historycznym; sądził, że dość mu było wybrać przedmiot tak dramatyczny, jak Samuel Zborowski, by ze znajomością przeszłości, jaką mu dawały tradycye szlacheckie XVIII wieku, podołać swemu zadaniu. Tymczasem właśnie dla tego, że z dziejów wziął osobistości znane i wydatne, zamiast obrazu dał karykaturę XVI stulecia. Jégo bohater — to dziwna mieszanina najsprzeczniejszych przymiotów, które, występując bez żadnego umotywowania, nie stapiają się w jednolity charakter. Młodzieniec wielkiego rodu, zbiegły do Zaporożców, a więc na poły zdziczały, jak sama jego nazwa, Samucha, nagle przy spotkaniu się z księżniczką Gryzeldą Batorówną, wracającą z ciotką pobożnej do Kijowa pielgrzymki (?), staje się czułym, pełnym galanteryi średniowiecznym rycerzem i otrzymaną od niej, za odbicie Tatarom w jej obecności chrześcian, wstęgę błękitną, nosi potem do końca życia, aż wreszcie, jako banita i wichrzyciel skazany za sprawą Zamoyskiego na gardło, odsyła mu ją, jako szczęśliwemu małżonkowi Gryzeldy!... Zupełnie, jak w średniowiecznym romansie. Przeinacza zresztą fakta dość znane. Zborowski nie był ujęty w Łobzowie w skutek zasadzki, uczynionej z rozkazu pani Wapowskiej mszczącej się śmierci męża, lecz przez wysłańców Zamoyskiego we wsi Piekarach, gdy gościł u swej krewnej, Włodkowej. Tenże Zamoyski nie brał udziału w wyprawie Inflanckiej (1557), lecz jego ojciec, Stanisław. Nie należał też do poselstwa, wzywającego na tron Batorego, lecz je sam z pod Jędrzejowa wyprawiał, dając odpowiednie instrukcye. Tymczasem Rzewuski już teraz każe mu się o rękę Gryzeldy Batoremu oświadczać, chyba na to, by czekał na nią przez lat siedm, jak na Rachelę Jakób u Labana, i niedość na tem: na podziękę każe mu padać plackiem do nóg elektowi! jak gdyby to była sprawa Cześnika Parnawskiego z Radziwiłłem »panie kochanku«. Również jest tu mowa o kontuszach i łbach golonych, o kadrylu, tańczonym na dworze królewskim i serwetach, używanych w domu szlacheckim przy stole, wreszcie o Krzysztofie Arciszewskim (ur. w 1592); a umacniającym fortyfikacye Felina!... Wszystko to dowodzilo ignorancyi w pisarzu i człowieku, który wśród społeczeństwa uważał się za jedynie uprawnionego przedstawiciela przeszłości.
To też krytyka znalazła tu obfite żniwo dla siebie, a i ogół, zamiłowany w obrazach przeszłości, choć rozchwytywał Zamek krakowski, nie mógł się przecież w nim rozmiłować, znajdując wiele rzeczy znanych już sobie z Pamiątek i Listopada.
Słowem, chłód zewsząd powiał na autora.
Rzewuski odczuł to dotkliwie, ale ten zwrot niekorzystny przypisując krytyce, nie sobie, postanowił zadać jej cios stanowczy.
W guberniach zachodnich nie było już organu, któregoby się potrzebował obawiać. Gwiazda, w skutek jego wpływów, kierowanych z Petersburga, w r. 1849 zagasła; Athenaeum i mniej
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/137
Ta strona została przepisana.