Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/14

Ta strona została przepisana.

niego niewyczerpanym źródłem twórczości, podniecającej ducha do wzlotów coraz śmielszych, górniejszych i nazawsze zapewni mu miejsce przodujące na Parnasie rodzinnym. Tymczasem te świetne początki nie odpowiadają dalszej jego twórczości. Od ogłoszenia Sobótki i Króla zamczyska natchnienie jego słabnie, rozprasza się na rzeczy drobne; jeżeli zaś do poezyi powraca, to właściwie rozmija się z artystycznemi celami.
Co było tego przyczyną?… Odgadnąć łatwo — mistyczna doktryna towianizmu, która, podobnie jak Mickiewiczowi, i jemu skrzydła zwichnęła. Zresztą do pełnego rozwoju talentu zawsze stawało mu na przeszkodzie materyalne położenie. Los bowiem nie uśmiechał mu się i to od samej kolebki. Ojciec jego mazur, artylerzysta, po ograniczeniu w r. 1793 kompletu wojska rzeczypospolitej do 15000, przeniósł się na Ukrainę, szukając chleba, a może i fortuny. Chleb wprawdzie znalazł, jako gorzelany w Ilińcach, ale fortuny nietylko za włosy, lecz i za połę nie schwycił. Pomimo to pojął pannę ubogą, Franciszkę Gurowską, w dość oddalonej Sławucie, rezydencyi książąt Sanguszków. Ojciec jej, szlachcic, był tu strzelcem; matka, z domu Troczewska, zarządzała pralnia pałacową. Z tego małżeństwa biedy z biedą urodził się poeta w dniu 4 października 1801 roku.
Zdaje się, iż Seweryn Goszczyński nie wyniósł trwalszych wspomnień z Iliniec. Zaledwie bowiem miał lat dwa, gdy go oddano na wychowanie do Sławuty do babki. Tu on później uczęszczał do szkółki miejscowej, mając za towarzyszów dzieci oficyalistów książęcych i mieszczan. Zresztą, nie on jeden wychował się u babki. Były przy niej jeszcze dzieci jej sióstr: dwóch chłopców i dziewczynka. Z tem więc dalszem rodzeństwem podzielał wspólne zabawy.
Jakkolwiek w dzieciństwie przebywał ciężkie choroby — pomiędzy innemi ospę, po której mu na całe życie na obliczu ślady zostały — w miejscowości wszakże tak zdrowotnej, jak Slawuta, nabrał sił, zahartował się, rozrósł nad wiek i stał się nietylko mistrzem w obmyślaniu wszystkich karkołomnych zabaw, ale i tyranem małych wujów i cioci, którą czubił, kułakami obdzielał, a raz nawet o mało nie utopił w Horyniu.
Z tych sprawek znany był nawet księciu Sanguszce, który go hajdamakiem nazywał.
Gdy rodzice jego opuścili Ilińce i przenieśli się na Wołyń do Siomak, poeta uczy się w szkole o.o. Bernardynów w Zasławiu. Wreszcie od roku 1810 wstępuje do szkoły wojewódzkiej w Międzyrzecu Koreckim, gdzie go do klasy przygotowawczej przyjęto.
Pobyt w niej Goszczyńskiego, acz krótki, wywarł wpływ stanowczy na dalsze jego usposobienie.
W Sławucie przebywał w otoczeniu ludzi prostych, utrzymujących się pracą a łaską książęcą; za towarzyszów szkolnym miał dzieci rodziców biednych, nad któremi mógł bezkarnie przewodzić. To samo było w Zasławiu, gdzie stał u organisty w klasztorze. Tymczasem w Międzyrzeczu zetknął się z synami dumnych panków wołyńskich. Młodzież zaś ta, ze względu na podrzędne stanowisko jego ojca, jako oficyalisty, na każdym kroku dawała mu uczuwać swą wyższość rodową i majątkową. Goszczyński przy usposobieniu porywczem, zapewne nie pozwalał sobie dmuchać w kaszę paniczom; ale pomimo to uczucie upośledzenia losowego, którego, wobec wystawności dworu książęcego, nie doznawał nigdy w Sławucie, tu po raz pierwszy ostrzem palącem jego duszę zraniło. Uświadomiło mu to nadto różnicę stanów i przedwcześnie do klas wyższych napoiło niechęcią. W niej też tkwiło źródło tego demokratyzmu, który go pociągał do ludu i uzdolniał odczuwać jego krzywdy wiekowe.
Przecież nie tu był kres jego udręczeń.
W Międzyrzecu umieścił go ojciec na stancyi u wdowy Borewiczowej, która do nadzoru nad malcami trzymała dyrektora, t. j. ucznia klas wyższych. Był nim niejaki Godlewski. Otóż ten szczególniej znęcał się nad Goszczyńskim.
Zapewne, czupurny, zadzierżysty malec, nie przywykły ustępować nikomu, przy pierwszem napomnieniu stawił się hardo i tym sposobem w przewódcy stncyi, mającym władzę zwierzchniczą, obudził niechęć ku sobie. Rozpoczęła się więc między nimi nierówna, zacięta walka. Godlewski chciał zmusić do uległości krnąbrnego chłopca ponawianemi chłostami; ten zaś wywoływał je rozmyślnie, by przekonać swego oprawcę, iż pomimo fizycznej nad nim przewagi, złamać go i zniewolić do uległości nie zdoła.
Chłopiec ten, istotnie, był jakby z bronzu odlany. Pomyślmy, iż miał zaledwie rok dziesią-