Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/16

Ta strona została przepisana.

skwie, oraz z wielu innymi, o których niżej. Nastrój też owej młodzieży zupełnie się różnił od usposobienia międzyrzeckich paniczów. Wśród niej Goszczyński nietylko nie doznawał upokorzeń, ale owszem, jako starszy i odznaczający się muskularną siłą, wkrótce pozyskał nad rówieśnikami przewagę. Ponieważ słabszych czubił, według obyczaju nabytego w Sławucie, przeto pokrzywdzeni nazywali go Neronem, lub dawali mu epitet: raby – dziobaty. Zresztą w różnych grach w piłkę był mistrzem, w sobie zaś czuł taki zapas sił fizycznych, iż co chwila, przez jakiś wysiłek, nadmiar ich z siebie potrzebował wyrzucać. Gdy nie mógł w inny sposób, wykrzesywał podkówkami ogień z kamieni. A jednak ten szorstki, tyranizujący innych Goszczyński, względem wątłlego i delikatnego Bohdana Zaleskiego, we wszystkich koleżeńskich zatargach rolę opiekuna odgrywał. Wkrótce też pomiędzy nimi zadzierzgnął się przyjazny stosunek, który niemało zaważył w duchowym Goszczyńskiego rozwoju. Zaleski, lubo młodszy, o wiele go pod względem umysłowym przewyższał. Obok pilnego przykładania się do nauk, zajmował się już wtedy literaturą i posiadał Pamiętnik Warszawski, oraz Dziennik Wileński, które zogniskowały w sobie cały ruch literacki ówczesny.
Właśnie w pierwszym z nich od roku 1815 zaczęły się pojawiać najwcześniejsze utwory Kazimierza z Królówki:
Żal matki, dumka: «Gdy słowik zanuci», przekłady z Schillera i Goethego, które szczerością uczucia i formą wyróżniały się od wszystkiego, co w szkole humańskiej za niedościgłe wzory poezyi stawiano. Utwory te były jakby wczesną rosą wiosenną, pod której wpływem, złożone w duszach obu poetów zarody twórczości, miały kiedyś zakiełkować i w bujny kwiat się rozwinąć.
Tylko te zarody niejednomiernie urabiały się w ich duszach. W Zaleskim, choć jeszcze nieocknione, posiadały już ukształtowaną protoplazmę, według której miały się rozwijać wszystkie pędy jego natchnień późniejszych; w Goszczyńskim tkwiły one stłumione, niby ziarno w roli, pokryte twardą jej skorupą.
A jednak i w jego duszy było nagromadzonych wiele poetycznych żywiołów. Przenosząc się tylokrotnie z rodzicami z jednej miejscowości do drugiej, nieraz nawet bardzo odległej, miał możność poznania różnych okolic kraju w całej rozmaitości ich rzeźby i przemawiającego z ich oblicza piękna, na które był nader wrażliwym. Jadąc z ojcem do Nowo Konstantynowa, poznał Zieleńce, Stary Konstantynów, Starą Sieniawę, a o każdej z tych miejscowości rozpowiadał mu ojciec wiele szczegółów, których pamięć głęboko w jego duszę zapadła. Epopea Napoleońska niemałą odgrywała w tem rolę. Tyle zresztą przeczytał bez wyboru i braku, tyle w Międzyrzecu u Borewiczowej nasłuchał się powieści o księżniczkach i królewiczach zaczarowanych, o upiorach, strzygach i strachach, tyle zresztą w ciągu przymusowej bezczynności przeczuł, przemarzył, że przy wrodzonymi talencie mogłoby mu to już starczyć na pierwsze próby młodzieńcze. Tymczasem w duszy jego wszystko to wirowało jeszcze bezładnie, nieskrystalizowane w sobie... rudis indigestaque moles.
W pierwszym roku pobytu swego w Humaniu Goszczyński, stojąc u siodlarza Huczyńskiego, jeszcze się tak ściśle nie zespolił z Zaleskim. Oprócz niego bowiem, przyjaźnił się ze współuczniami: Tomaszewskim, braćmi Tarkowskimi, Augustem i Piusem Grozami, wreszcie z Janem Krechowieckim, mieszkającym w konwikcie bazyliańskim; ale w następnym mieszka już z Zaleskim w jakimś domku za miastem, przy drodze do Zofiówki wiodącej, która odtąd staje się celem ich wspólnych wycieczek, miejscem marzeń wieczornych i rozpraw o literaturze. Materyału do nich dostarcza głównie Zaleski; oprócz pism, ma on wiele książek, które Goszczyński pochłania Iliada zaś, zapewne w przekładzie Dmochowskiego, taki budzi w nim zachwyt, że ją zabiera z sobą na wakacye do domu.
By zrozumieć to tak żywe, a przedwczesne zajęcie się ich literaturą, a szczególniej poezyą, należy wziąć na uwagę, że oprócz wrodzonego do niej popędu, mieli w swem otoczeniu jedną jeszcze, a bardzo silną podnietę. Nauczyciel bowiem wymowy i poezyi miał zwyczaj, iż poczynając od klasy IV, zadawał uczniom na ćwiczenia przekłady poetów rzymskich, szczególniej zaś Horacego. Otóż wszyscy ubiegali się o sławę pierwszego w szkole poety, wszyscy nietylko w klasie, lecz i w domu wiersze pisali. Co więc dziwne go, że o podobnych tryumfach i Goszczyński zamarzył? Tylko, jeżeli pisać prozą przychodziło