Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/180

Ta strona została przepisana.

był jeszcze na szerszą arenę, w malarstwie europejskiem Michalowski jest może najsamodzielniejszym artystą, gdyż twórczością swoją o wiele wyprzedza panujące prądy, a wcale nie poddaje się wpływom mody i haseł chwili. Niesłusznie zdaniem naszem p. Jerzy Mycielski kojarzy ze sobą talent Michałowskiego z twórczością Charlet’a i Raffet’a. Jest kardynalna różnica pomiędzy francuzkimi artystami a naszym mistrzem. Cała siła obu Francuzów leży w uplastycznionej anegdocie lub w literackim wątku wybranego do namalowania przedmiotu. U Michałowskiego nigdy nie ma anegdoty, ani treści, nie mogącej być malarsko wyrażonej. Daje on nam fragmenty życia, przemawiające ruchem subtelnie podpatrzonym, doskonałością formy, prawdziwością wyrazu lub sylwety. W początkowych jego pracach uwidocznia się poniekąd pewna dążność do mocniejszej charakterystyki, graniczącej z szarżą. Z czasem pozbywa się tego, owładnąwszy lepiej formą.
I tu powracamy do naszego założenia, iż pojawienie się artysty tego co Michałowski rodzaju, było najzupełniej niespodziewane — nie wydała go bowiem epoka, w której żył, lecz konieczność postępu w sztuce. Michałowski, wyprzedzając swe czasy, krocząc za impulsem subjektywnych dążeń w przyszłość, pchnął malarstwo ku postępowi.
Po trzyletnim w Paryżu pobycie, powraca europejskiej już sławy mistrz do kraju i osiada w rodzinnym swym Krakowie. Powrót oddziaływa na Michałowskiego, lecz tylko powierzchownie, pozostaje tymże samym zapalonym badaczem natury, tylko już nie bretońskie fryzy, nie francuzkie omnibusy, nie napoleońskich wiarusów, nie otaczające go życie uliczne Paryża odtwarza, lecz austryackich huzarów i chłopów krakowskich, których do pracowni swej w Wielopolskich pałacu sprowadzać może. Sceny wojskowe z rewii i manewrów, sceny jarmarczne, drabiniaste wozy, oklep siedzący jeźdźce, żydzi, bliżsi przyjaciele, sportsmani, są przedmiotem jego dzieł, które wciąż nie wychodzą po za granice z natury malowanych studyów. Maluje najczęściej akwarelą, mało na kolor zwracając uwagi: jest on przedewszystkiem w istocie swego talentu rysownikiem, ztąd lekko zabarwiona farbą kreska ołówkowa, zupełnie mu wystarcza. Zaczyna też malować olejno.
To ciągłe malowanie studyów, nie zabiło, jakby można było myśleć, w naturze artystycznej Michałowskiego kompozytorskich aspiracyi, i przez lat kilkanaście swej samoistnej pracy nosi się z licznymi projektami obrazów. Proces twórczy wymagał u niego malowania z pamięci. Silny zdobytą wiedza, do skomponowanego obrazu nie używał natury, robiąc studya przygotowawcze bardzo sumienne, żywo w swej wyobraźni uplastyczniał chwilę mającą być przedstawioną. Przez długie lata urabiał w ten sposób głęboko mu na sercu leżącą apoteozę Napoleona I, którego miał wyobrazić na koniu wśród gorącej bitwy. Są liczne notaty do pojedyńczych figur, są mnogie szkice do całości obrazu, jest kilkakrotnie namalowana postać Napoleona, pozostało nawet płótno olbrzymie z naznaczoną na nim ideą i zaczętą figurą cesarza, ale obrazu — nie ma.
Pragnął jednocześnie stworzyć szereg figur hetmanów polskich kilku z nich skomponował nawet i wiele studyów do nich wymalował, ale również nie dopiął zamierzonego celu.
Właściwie kompozycya, jak ją rozumieli współcześni Michalowskiemu estetycy i większość malarzów, nie leżała w zakresie jego czysto malarskiego talentu. Zbyt on kochał naturę, aby módz podporządkowywać ją abstrakcyjnym pomysłom. Malował co widział, a idąc dalej, można śmiało rzec, że jako malarz, czuł tylko to, co widział, ztąd pragnienia nie malarza, lecz człowieka, które w sobie odnajdywał, nie był w stanie w plastyczną ubrać szatę, ztąd owo szamotanie się i niepewność, ilekroć zapragnął wystąpić z płodem imaginacyi, nie zaś życia.
Zamieszkując aż do swej śmierci przez przeciąg lat kilkunastu bądź w Krakowie, bądź w majątku swym Krzysztoforzycach, wyjeżdżał często za granicę, a zawsze o Paryż zawadził. Centrum sztuki europejskiej pociągało go zawsze. A gdy z zagranicy powracał, przywoził znowu: ładowne wozy flamandzkie, francuzkich szaserów lub kursujące po drogach dyliżanse, o ile mu ich w drodze amatorowie nie rozchwytali. W kraju zaś malował znowu Austryaków lub chłopów krakowskich.
Michałowski w ciągu swej karyery malarskiej nie splamił się ani jednem ustępstwem na rzecz zepsutego smaku, lub braku tegoż śród szerokich mas. Malował to tylko, co czuł, i tak jak chciał, nie zważając, czy to się komu podoba. Są jego obrazy, gdzie obok zupełnie skończonych szcze-