sza; w tym celu zamieszkał nawet na pewien czas we Wrocławiu. Pogodną starość zachmurzyła mu śmierć ukochanej synowej, a później śmierć najdroższego ze wszystkich przyjaciela, Kajetana Koźmiana. Umarł dnia 12 grudnia 1861 r.
W historyi zacności charakteru i piękności uczucia Morawski zajmuje stanowisko o wiele wybitniejsze, aniżeli w historyi literatury. Aby należycie ocenić jego działalność literacką, o tem przedewszystkiem trzeba pamiętać, że Morawski nie był nigdy literatem z zawodu — literaturę kochał, znał się na niej lepiej od niejednego ze współczesnych, od upartych klasyków mianowicie, ale uprawiał ją tylko przygodnie. A nie poczytując twórczości za swe główne powołanie, nie przypisywał do tego, co napisał, wielkiej wagi; utwory swe drukował po czasopismach, ale nie pilno mu było z ich wydaniem w książce. Zresztą zajęty służbą wojskową, nie miał zapewne czasu do pisania, i wówczas nawet, kiedy po ukończeniu wojen Napoleońskich, mieszkał to w Warszawie, to w Lublinie, to w Radomiu, — pisał bardzo mało: przekład «Andromachy» Rasyna, kilka epigramatów, ód, bajek i drobnych wierszy, dwa listy poetyckie — to już wszystko. W Wołogdzie miał wprawdzie czas, ale nie miał głowy: «Dusza nadto wezbrana boleścią, nadto przepełniona tęsknotą i żalem, aby je rymem stroiła; więcej może jest teraz poezyi w duszy, niż kiedykolwiek, ale nie teraz zdolna powiedzieć, co czuje teraz.» Dopiero po osiedleniu się w Luboni, a więc już po przekroczeniu pięćdziesiątki, pisywał częściej — wierszem i prozą, zasilał swem piórem «Przyjaciela Ludu,» «Przegląd poznański,» «Pokłosie,» «Dodatek do Czasu,» ale wiele nie pisał nigdy. W r. 1841 wydał we Wrocławiu pierwszy tom swych poezyi; w tymże roku w Warszawie osobno wydano jego prześliczną bajkę «Wisła i zima;» a potem ukazały się osobno «Odpowiedź na list szlachcica polskiego do Metternicha,» (Paryż, 1847), «Dworzec mojego dziadka» (Leszno, 1851), «Pięć poematów Byrona» (Leszno, 1853), «Życie Kajetana Koźmiana» (Poznań, 1856), «Bajki» (Poznań, 1860). Resztę utworów wcielono do zbiorowego wydania pism, które w czterech tomach ukazało się w Poznaniu r. 1882 z przedmową St. Tarnowskiego.
Swą karyerę literacką rozpoczął podobno od epigramatu wymierzonego przeciw złośliwości kobiecej:
Że kobieta z kości swój początek bierze,
Mocno temu wierzę:
Bo i Basia swoją złością
Stanęła mi w gardle kością.
I odtąd od czasu do czasu pisywał lub improwizował wierszyki ulotne, fraszki, epigramaty lub poważne ksenie, z których tryskały już to wesołość i prawdziwy dowcip, już to piękne uczucie i myśl poważna. Mieszkając w Warszawie i Lublinie, żartował sobie wesoło ze słynnego wówczas wierszoklety, Jaxy Marcinkowskiego, autora poematu «Gorset,» napisał na jego cześć balladę o zaklętej w kaczkę księżniczce, w wierszu «Do milczącego Jaxy» ironicznie błagał go, aby milczeć przestał i t. d.
Lecz nie te wierszyki zjednały mu szeroki rozgłos, ale piękna mowa, wypowiedziana d. 23 grudnia r. 1813 w Sedanie na cześć księcia Józefa Poniatowskiego, mowa, która naprzód obiegała w rękopisach, a poźniej trzech drukowanych doczekała się wydań.
Za czasów Królestwa Kongresowego Morawski częstym bywał gościem w Warszawie, gdzie klasycy rozłożyli swój «obóz;» należał do tego obozu, ale tylko ze względu na stosunki przyjaźni z Koźmianem i innymi, bo upartego konserwatyzmu klasyków bynajmniej nie podzielał, a choć tłomaczył Rasyna, którego «Andromachę» zresztą «zkornelizował,» jak słusznie mówiono, — bo dał przekładowi to uczucie, którego chłodny oryginał nie posiada, — jednak wówczas już zachwycał się Byronem, bronił go gorąco przed napaściami kolegów i z czasem bardzo pięknie przełożył jego «Manfreda,» «Mazepę,» «Oblężenie Koryntu,» «Paryzynę» i «Więźnia z Czyllonu.» Bronił także Mickiewicza, choć już nie tak gorąco: Sonety cenił wysoko, ale ani na «Dziadach,» ani na «Wallenrodzie» nie poznał się; bądź co bądź odrazu zrozumiał, że Mickiewicz to poeta niepospolity; nie mógł darować za to jego nieudolnym naśladowcom, którzy starali się być jeszcze «romantyczniejsi» od mistrza, i przeciwko nim to właśnie wymierzył swą dowcipną bajke: «Kogutek i gąsięta.»
Najwyraźniej i najlepiej wypowiedział Morawski swój pogląd na klasycyzm i romantyzm w dwu listach poetyckich, dedykowanych Niemcewiczowi (Warszawa, 1829). List pierwszy — do klasyków.