Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/20

Ta strona została przepisana.

niego ideowe i poetyczne znaczenie Zamek Kaniowski nic na porównaniu nie stracił. Uznanie swej wewnętrznej wartości zawdzięczal on przepięknym obrazom naddnieprowej przyrody, jak i wielkiej plastyce i sile, z jaką w nim poeta wypadki krwawe i dzikie charaktery i namiętności maluje. Pod tym względem przypominał Byrona. Przecież pomimo wspólności formy, nie był jego naśladowcą bezwzględnym. Koloryt miejscowy zachował tak wierny, iż wszystkie piękności poetyczne są niemal odbiciem wyobrażeń i poglądu na świat ludu ukraińskiego. Jest zaś w pojmowaniu typów wielka pomiędzy Goszczyńskim, a Byronem różnica. Gdy ten swych bohaterów obarcza całem brzemieniem wyrzutów sumienia po dokonaniu czynów zbrodniczych, w Orlice, w Szwaczce, Nebabie nie znajdujemy nawet śladu jakiegoś moralnego pierwiastku. Owszem, cechą znamienną ich czynów, to potęga żywiołowa uczucia, której słuchają ślepo, byle dogodzić panującej w nich żądzy zemsty, choćby po nasyceniu jej, miała ich zguba nastąpić. Ta Orlika ma słuszne powody wywrzeć ją na rządcy zamku, który, dając jej wybór pomiędzy kochankiem, a rozstrzelaniem, czy powieszeniem brata, zmusza ją do poniewolnego z sobą małżeństwa ofiarą najdroższych uczuć serca; ale, mordując go, ani na chwilę nie zastanawia się, co ją czeka po dokonaniu zbrodni, którejby przecież, gdyby nie nagły napad Szwaczki na zamek, żadną miarą przed ludźmi ukryć nie mogła. Moralny pierwiastek tkwi nie w ludziach, działających na oślep, lecz w logice wypadków, która w tem powszechnem rozprężeniu węzłów społecznych zastępuje sprawiedliwość karzącą. A wykonawcą jej staje się właśnie ten Szwaczka, który wdarł się z swymi mołojcami na zamek, by krzywd swych na rządcy wetować, a tymczasem wobec jego trupa ściga sprawczynię mordu, znaczącą ślady na ścianach komnat skrwawioną ręką, by sam z nią i towarzyszami zginąć w pożodze, wznieconej w zamku bezmyślnie przez innych uczestników hajdamackiej wyprawy. A ów dzielny Nebaba, mający tak dokładną świadomość krzywd nietylko własnych, lecz i swoich współbraci! On również dyszy zemstą, niosącą mord i pożogę. Lecz i na nim ciąży fatum wprzód dokonanego czynu. Nim pokochał Orlikę, uwiódł obłąkaną Ksenię, udając przed nią, w przystępie dzikiej pustoty, podniebnego latawca, którego ona do siebie ściągnąć pragnęła. Otóż, ta upośledzona na ciele i umyśle istota staje się również dla niego bezwiednem narzędziem kary. Gdy on tonie duszą w Orlice, Ksenia rozczochrana, mizdrząc się wdziękiem upiorzycy, prześladuje go na każdym kroku swoją miłością. Kiedy po mniemanej zdradzie Orliki on nocą przeprawia się za Dniepr, by się w celach zemsty z hajdamakami połączyć, ona staje u przeprawy, natrętnie żądając pieszczoty. Nebaba pięścią druzgoce jej szczękę i strąca dyablicę w nurt rzeki, sądząc, że się nazawsze od niej uwolnił; tymczasem Ksenia ocalona zjawia się na polu bitwy, gdy Nebaba, oślepiony krwią własną, za chwilę wpaść ma w ręce wojska polskiego. Niedość na tem, gdy na dziedzińcu zamku kaniowskiego kończy życie na palu, ona z wysnutemi wnętrznościami w skutek rany przezeń piką zadanej, składa na jego usta martwiejące pocałunek miłosny, podnosząc bardziej jeszcze grozę tego okropnego obrazu.
Nie wiemy, czy w chwili pisania tego poematu Goszczyński czytał Bug-Jargala, który się właśnie w r. 1826 ukazał; ale przeciwstawienie Kseni Orlice pozwala przypuszczać, iż podobnie, jak Wiktor Hugo, uznawał siłę kontrastów, wynikającą z zestawienia piękna i brzydoty. Utwór ten, o ile w obozie klasyków wywołał oburzenie, o tyle znalazł wielbicieli w wyznawcach nowego kierunku w literaturze. Tak nawet wymagający krytyk, jak Mochnacki, mimo zarzutu chaotyczności, wspólnej zresztą i Grażynie i Maryi i Wallenrodowi, ma dla Goszczyńskiego gorące słowo uznania. Za to, dzisiejsi krytycy mniej są pobłażliwi dla niego i najczęściej poczytują za chybione ustępy, które dawniej uwazano za genialne pomysły. Tak np. jeden z nich twierdzi, iż rozmowa puszczyków «jest nienaturalną i niema żadnej wartości.» Na to przecież trudno się zgodzić. Poeta tworzył w duchu ludoym, a lud wierzy, iż zwierzęta są obdarzone mową. Zamiast opowiedzieć wprost, co się stało z wisielcem, poeta użył tego środka dla wtajemniczenia czytelnika w tok zdarzeń i na sprawę rządcy iście dyabelską porwania trupa, za którego zniknienie brat Orliki, postawiony na szyldwachu, miał życiem przypłacić, rzucił fantastyczności tumany. Gdybyśmy z taką trzeźwością zapatrywali się na podobne środki w poezyi, musielibyśmy nietylko wszystkie bajki (fabulae) potępić, ale i skały i obłoki, które w świstach wiatru Fa-