Pośród całej plejady duchów, które w ubiegłym wieku przekazały przyszłości tradycyę przywiązania do Kościoła i rzuciły posiew dojrzewający nieustannie z pokolenia na pokolenie, uwydatnia się postać arcybiskupa Holowińskiego. W grubych ona zaledwie się jeszcze przedstawia zarysach, ale to też jeszcze nie znalazła swojego artysty, któryby ją godną biografią wykończył, wycieniował i tem bodajże na pierwszem miejscu wśród współczesnych mężów Kościoła postawił. Słowem, piórem, przykładem pracował on do ostatniego tchnienia ku pożytkowi świętej Instytucyi, której był przedstawicielem; i zmogła go ta praca ustawiczna i przedwcześnie, w sile wieku męskiego, sprowadziła do grobu.
Urodził się Hołowiński w Owruczu d. 24 września 1800 r. Nie wyszedł jeszcze z lat dziecięcych, gdy śmierć zabrała mu ojca, Piotra, w r. 1810. W smutnem położeniu została osierocona rodzina. Spuścizną pośmiertną było tylko dobre imię nieboszczyka, a ośmioro drobnych dzieci wymagało dużo pracy i znacznych kosztów, nimby wyszli na ludzi. To też serdeczne kartki w swej »Tece Rozmaitości« poświęca arcybiskup matce, Dominice, która niezmordowaną pracą, szeregiem osobistych poświęceń, bez żadnej postronnej pomocy, doprowadziła do końca wychowanie dzieci.
Ciężkie były pierwsze lata Ignacego, ale może z nich, mając piękny przykład matki przed oczyma, wyniósł swą wiarę silną w Opatrzność, swą energię, swe gruntowne poczucie obowiązku. Zaledwie ukończył szkołę Międzyrzeczu, duch powołania wprowadził go w mury seminaryum w Łucku. W tym nowym dla siebie stanie chciwie czerpał i pochłaniał specyalną wiedzę, a ten zapał młodego lewity skłonił zwierzchników do posłania go na wyższe studya do Akademii Wileńskiej, którą w r. 1831 chlubnie, ze stopniem magistra św. Teologii, ukończył i stanął w szeregu pracowników Kościoła, jako kapelan Szkoły Szlacheckiej w Żytomierzu.