I musiała ta praca być gorliwą, skoro wkrótce nietylko otrzymał godność kanonika kapituły żytomierskiej, lecz i nominacyę na kapelana i profesora religii i moralności w uniwersytecie kijowskim.
Przeniesienie do Kijowa wielką rolę odegrało w życiu ks. Hołowińskiego. Kijów był naówczas ogniskiem życia umysłowego Wołynia, Podola i Ukrainy. W stolicy Rusi bywali Michał Grabowski, Henryk Rzewuski, Kraszewski, Świdziński, Szczeniowski, Przeździecki — słowem, wszyscy, co żywiej zajmowali się duchem umysłowym. Towarzystwo ludzi tej miary musiało wywrzeć wpływ na młodego kapłana. Obdarzony niepospolitemi zdolnościami, pragnął je spożytkowywać nietylko w obrębie wiedzy ściśle kościelnej; ujął za pióro i w krótkim względnie czasie pojawiło się tłómaczenie dzieł Szekspira wierszem miarowym, wydane w dwóch tomach 1840 r. Pierwsza ta literacka praca, osłoniona pseudonimem Kefaliński, zwróciła na młodego autora uwagę publiczną, i choć zarzucano formę przyciężką i jednostajną, podnoszono jako dowód dojrzewania społeczeństwa, sięgającego już po arcydzieła myśli ludzkiej. W ślad za Szekspirem ukazało się tłómaczenie Sonetów Petrarki.
Zamknięcie uniwersytetu kijowskiego uwolniło ks. Holowińskiego od stałych i obowiązkowych zajęć i pozwoliło mu ziścić dawno żywione marzenia — odbyć pielgrzymkę do Ziemi Świętej. — Krótko, bo 6 miesięcy trwała podróż, lecz bogaty dała owoc pod postacią dzieła, pisanego w formie listów do brata: «Pielgrzymka do Ziemi Świętej, odprawiona przez ks. H...» Ileż tu przepięknych obrazów natury, ile prawdziwości w malowaniu ludów, zwyczajów! I podziwiając artystyczną formę, niepodobna nie zastanowić się głębiej nad bogatym umysłem autora, któremu nic nie jest obce: historya, archeologia, geografia, ludoznawstwo, a już wzrusza to serce poczciwe, co z pośród odwiecznych pamiątek z pod południowego słońca wyrywa się i zwraca do ziemi ojczystej, do stron rodzinnych.
Po powrocie do Kijowa nie wrócił ks. Hołowiński do swych dawnych zajęć. Roztworzyło się przed nim gdzieindziej szerokie pole dzialalności. Wkrótce po powrocie ks. Hołowińskiego z podróży w 1842 roku, nastąpiło przeniesienie Akademii duchownej Wileńskiej do Petersburga. Do jej urządzenia i na godność rektora powołano ks. Hołowińskiego. Nowy rektor zabrał się gorąco do dzieła. Według swego uznania dobierał profesorów, najszanowniejszych z byłej Akademii powołał do Petersburga.
I rozpoczęła się praca. — Ducha i serce swe włożył w nią rektor. Rozumiejąc, że w młodzieży leży przyszłość społeczeństwa, starał się podnosić i uszlachetniać młode umysły; dbał o postępy w naukach, lecz nie zaniedbywał także pracy nad kształceniem charakterów. Obok wiadomości ogólno kościelnych, starał się, aby młodzi lewici zapoznawali się z rzeczami swojskiemi, wskazywał piękności polskiej literatury kościelnej, wydobywał na światło dzienne zapomniane świetne postacie mistrzów kaznodziejstwa, jak Wereszczyński, Młodzianowski.
Wśród zajęć rektorskich nie spuszczał z oka spraw Kościoła. Jego to zasłudze przypisać należy, że osierocone dyecezye w Cesarstwie otrzymały w 1848 roku nowych pasterzy. — I tem szczęśliwszym był wynik jego zabiegów, że sam został mianowany biskupem sufraganem mohilewskim cum jure successionis t. j. z prawem następstwa po metropolicie Kazimierzu Dmochowskim.
Kościół zyskał przez to mądrego i dzielnego biskupa. — A trzeba było wiele mądrości, by gładko poprowadzić sprawy Kościoła. Wskutek zmian w kraju zmieniły się chwilowo stosunki kościelne i ukazały się ciemne postacie, jak np. Łaski, Kossowski, które godności i mitry pożądając, gotowe były użyć wszystkich środków, by celu dopiąć. — Mądre rady biskupa Hołowińskiego udaremniły te starania, trzeba było jednak wiele zmysłu politycznego, by uniknąć zasadzek i poczciwie prowadzić pracę kościelną. To też i papież Pius IX ocenił należycie biskupa sufragana i, gdy umarł arcybiskup Dmochowski, nadesłał bulle i paliusz dla Hołowińskiego.
Zasiadłszy na stolicy metropolitalnej, Arcybiskup ujął w żelazne ręce rządy kościelne. Opierając się na prawie i konkordacie, wypleniał przedajność, usuwał niegodnych, a gdy to było nad jego siły, własną pracą i czuwaniem paraliżował ich szkodliwą działalność. Zajęcia pasterskie nie oderwały Arcybiskupa od Akademii; pozostał jej rektorem, a wdzięczna młodzież kochała swego przewodnika, instynktownie odgadując w nim prawego męża kościelnego i syna kraju.
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/201
Ta strona została przepisana.