Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/213

Ta strona została przepisana.

gły znaleźć wyrazu w wielkiej linii zimnej i obmyślanej Kaulbacha, ani w teatralnym układzie Tusneldy Pilottego. Maks rozwija się szybko i oryentuje się jeszcze szybciej — odrazu wybiera drogę, po której do końca kroczy. Zapisuje się w r. 1864 do szkoły rysowniczej Anschütza, który odrazu podziwia i czci ucznia — wkrótce przechodzi do szkoły malarskiej Wagnera, pod którym przez lat trzydzieści kilka uczyli się malować prawie wszyscy Polacy; bawi tam również krótko poznaje się z Franzem Adamem, batalistą, z którym do śmierci pozostaje w serdecznej przyjaźni. W kilka lat już po śmierci Maksa miałem sposobność spotkać się z Franzem Adamem w Alpach bawarskich. Był to już stary człowiek, choć z duszą młodą i wrażliwą — wyrażał się o nieboszczyku z bezwzględnym szacunkiem i uwielbieniem. W r. 1868 Maks już jest malarzem znanym i szanowanym w Monachium, posyła do Warszawy dwa obrazy: «Cyganie» i «Krajobraz południowy;» krytyka warszawska przyjmuje obrazy te z kpinami. Ten sam los spotyka jego obraz «Wieczornica» i „Pojedynek Tarły z Poniatowskim.» Zrażony złem przyjęciem w kraju, od r. 1869 nie posyła nic do kraju — i społeczeństwo polskie traci możność widzenia jego obrazów, które zaczynają być rozchwytywane wprost z pracowni. Nietyko możność widzenia, ale społeczeństwo traci na zawsze możność posiadania obrazów Maksa, tego tak nawskroś polskiego artysty. Jest to strata ogromna, szczerba w dziejach kultury, niczem nie dająca się wypełnić. Tymczasem Niemcy, Anglicy i Amerykanie, patrząc na obrazy Maksa, które sobie kupili — czuć będą to samo, co on czuł, rozumieć to, co on rozumial, uczyć się od niego będą miłości natury i osładzać sobie życie.
Społeczeństwo, obałamucane do niemożliwych granic przez reporterów, ponosi ciągle niepowetowane straty — i na tyle przypomina stado Panurga, te idzie zawsze tam, gdzie słyszy najgłośniejszy bek.
Gierymski był to umysł poważny, skromny i cichy, — to też ogół nie pojmował go wcale.
W pamiętniku swoim pisze on w jednem miejscu: «Wszystko, co jest wysiłkiem zgrymaszonej wyobraźni, często gwałconej nawet w celach materyalnych wszystko, co jest naśladownictwem choćby najbardziej wielkich oryginalnych i uznanych arcydzieł, nie ma dla sztuki żadnego znaczenia. Tylko to, co płynie samo z przepełnionej duszy artysty, jest dziełem, godnem imienia sztuki.»
Słowa te możnaby wyryć złotemi zgłoskami i umieścić w gmachach wystaw, aby choć trochę opamiętać rozczochranych agitatorów, którzy sztukę widzą tylko w nędznych naśladownictwach francuskich i niemieckich dekadentów. Główną siłą Maksa byla nadzwyczaj subtelna obserwacya barw i ich stosunków w naturze — śmiało można powiedzieć, że przed nim ani po nim nikt tak dobrze nie dopatrywał się różnic i stosunków barw, jak on. To też jego rady były nieocenione i wielu starszych wiekiem i znaczeniem, artystów nie wahało się prosić go o radę a jego rady zawsze były jakby snopem nowego światła, rzuconego w ten zakątek duszy, który właśnie oświetlić należało. Otaczano więc młodego artystę niezmiernym i szczerym szacunkiem. Dziś jeszcze malarze monachijscy starszej generacyi, wspominając jego imię, uchylają kapeluszy.
Maksymilian był również muzykiem. Grał na fortepianie, nie jak wirtuoz, który całą muzykę zasadza na biegłości gimnastycznej palców. Jego muzyka była wyrazem jego duszy, — tak samo, jak jego malarstwo. Że Maksa cudzoziemcy rozumieli dobrze, daje on sam na to świadectwo w pamiętniku, gdzie z niekłamanem zdziwieniem pisze:
«Wiele sprawozdań dotyka, że tak powiem, tylko zewnętrznej powłoki obrazu. Tymczasem pod farbą dobrze położoną, pod werniksem leży czasem trochę uczucia zagrzebanego w które samemu często się nie wierzy, lub o którem się wątpiło chwilami. A jednak ta trocha uczucia przegląda przez farbę, być może, iż blasku jej dodaje. Co prawda, nie myślałem, aby ta wewnętrzna strona moich obrazów była dla kogokolwiek widoczną i dla tego dziwiłem się niepomiernie, czytając i słysząc, jak Niemcy główny nacisk kładą na to właśnie, co według mego przekonania powinno być dla nich nieczytelną literą.»
Nieczytelną literą były obrazy Maksa tylko dla nas, dla których były stworzone.
Dla czego Maks malował obrazy? sam na to pytanie odpowiada w pamiętniku:
«Pociechą moją największą jest to, że sa ludzie, którym obrazy moje pewną przyjemność duchową sprawiają, w których one rozbudzają