Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/22

Ta strona została przepisana.

ne, niby sęp z wysokiej skały, przygląda się obrzędowi, gorzko rozpamiętywająć swą dolę. Poecie wszakże, obok tych dwóch obrazów, szło jeszcze o zaznaczenie głównego faktu, t. j. napadu tatarów. Jako zapowiedzenie zaś tej katastrofy, wprowadza widma: Mnicha, dziwożon, wężów i trupiej głowy latającej, które, przeczuwając nieszczęście, snują się wśród cieni nocnych wokół płonącej sobótki. Uczestnicy uroczystości ich nie widzą, ale je dostrzega Janosz, obdarzony podwójnym wzrokiem. Wreszcie fragment kończy się okrzykiem: Tatarzy! i wszyscy górale z podniesionemi do obrony toporkami (dziś powiedzianoby: ciupuagami), uderzają na nich ławą pod wodzą Kiczory. Na tem też kończy się fragment, któremu, jako części, wyjętej z większej całości, poeta dał tytuł: Sobótka. Jako poezya, jest to prawdziwy klejnocik; żeby jednak odtwarzała wiernie wszystkie cechy górali, tego powiedzieć nie można. O ile bowiem mężczyźni są urodziwi na podziw, o tyle kobiety nie grzeszą wcale pięknością; jeżeli zaś są rozmiłowani w muzyce, to głos w śpiewie mają tak dziki i niesforny, iż się nim trudno zachwycać. Pod tym względem poeta wyidealizował ich nad miarę. W każdym razie w tym nowym utworze żywioł ludowy jeszcze potężniej występuje, niźli w Zamku Kaniowskim, tylko nie w rozpasaniu namiętności i nienawiści plemienno-społecznej, ale w objawach uczuć łagodnych, sielankowej niemal natury. Zbójectwo, tak zagęszczone wśród górali, zaledwie ma jednego przedstawiciela w Janoszu i czterech jego towarzyszach, a i w nim odzywa się żal za lepszą przeszłością i jakby wyrzut sumienia; ogół zaś urasta na bohaterów, gdy w nagłem niebezpieczeństwie staje w obronie swoich ognisk domowych. Słowem, poemat zarówno treścią, jak duchem odróżnia się od hajdamackiego eposu.
Pomimo to, ogłoszenie Sobótki w «Ziewonii» miało fatalne pod dwoma względami następstwa. Do współpracownictwa w noworoczniku zaproszony był Aleksander hr. Fredro; gdy jednak dowiedział się, że w nim wystąpi Goszczyński, odmówił swego współudziału, oświadczając, że z takim, jak on demagogiem, nie chce mieć nic wspólnego. Poeta obrazę tę odczuł głęboko i zemścił się mniej szlachetnie, odmawiając Fredrze w rozprawie, zatytułowanej: «Nowa epoka poezyi polskiej» cechy narodowego poety i obniżając rozmyślnie wartość jego komedyj.
Rozprawa ta, drukowana w «Pamiętniku nauk i umiejętności», sprawia, że Fredro do końca życia nie drukował już swoich utworów. Była to może drażliwość zbyteczna; w każdym razie dla literatury wynikła stąd szkoda niemała. — Wszakże wydrukowanie «Sobótki» i dla Goszczyńskiego nie przyniosło pożytku. Fragment podobał się powszechnie, lecz dla niego stał się czemś obcem zupełnie. Pomimo usiłowań, nie mógł on nawiązać treści, jaką nosił w duszy, z tem, co ujęte drukiem, jakby zakrzepłe, stężało i pomysł poematu, rozpołowiony na dwoje, nazawsze zamarł w zawiązku.
Zdawało się jednak, że z chmurnego zawsze nieba, jakie od urodzenia nad głową poety zawisło, spłynie teraz promyk szczęścia do jego duszy. Tak przynajmniej wnosićby należało z kilku pieśni, w roku 1834 powstałych, jak: «Kochanka ducha», «Do wyśnionej kochanki», «Do...», «Obraz kochanki», «Dobry dzień», «Dzień rozkoszy», «Do grającej», «Rękojmia wierności« i inne. Wszystkie one, pomimo chropowatości wiersza, której nie mógł się nigdy pozbyć Goszczyński, tchną taką, czcią dla ubóstwianej, a jak się zdaje, wzajemnością odpłacającej, szlachetnej, wyższej istoty, że prawie nie poznajemy go w tych serdecznych, pelnych miękkości utworach. Że myślał o trwalszym związku, widać to z wiersza Małżeństwo. Niestety nie danem mu było ogrzać serca przy rodzinnem ognisku! Prawdopodobnie wyjazd przymusowy stargał na zawsze ten węzeł zadzierzgnięty tak silnie, tem boleśniejszy w rozdarciu. Sonet: Pożegnanie i Chwila-łza dają wymowne temu świadectwo. Jakoż, w marcu 1838 roku, wydawszy we Lwowie trzy tomiki poezyj, a między niemi przekład Pieśni Ossyana, Goszczyński wyjeżdża do Francyi i zatrzymuje się w Strasburgu. Tu zakłada pismo satyryczne Pszonka, w następnym zaś roku, w Neuilly nad Marną, przygotowywa wydanie Trzech strun, obejmujących utwory, należące do trzech epok jego życia; wreszcie osiedla się w Paryżu, ale przez długi czas jeszcze myślą do Tatr ukochanych powraca i z podań górali, lub ze współczesnych wydarzeń, czerpie osnowę do nowych utworów. Pisze je prozą, ale wysoce poetyczną, pełną obrazów wspaniałej górskiej natury. Do nich należą: Straszny strzelec (1841), Oda i Król zamczyska (1842). W pierwszym połączył rzeczywistość z pierwiastkiem fantastycznym, uosa-